To właściwie wydaje się niemożliwe – w dużym państwie europejskim ugrupowanie, które nie ma nic do zaproponowania wyborcom, zajmuje tyle miejsca na scenie politycznej.
Kompletnie oderwani od rzeczywistości politycy, którzy brak talentu przykrywają krzykliwością i agresją, bez pozytywnego programu dla kraju, za to z wielką dozą buty i poczucia wyższości nawet wobec potencjalnych partnerów w opozycji. Nerwowe występy Borysa Budki i Rafała Trzaskowskiego zdradzały jeszcze jedno – przerażenie, że jeśli natychmiast czegoś nie wymyślą (a nie są w stanie, jak pokazały te występy) i to nie „zatrybi”, to wszystko się wyda: ich ignorancja i pustka intelektualna dotrze do ich własnych wyborców. Zapowiadana dawnym hasłem Porozumienia Centrum „Czas na zmiany” konwencja PO zaproponowała utworzenie Koalicji 276 – i użyła nazw pozostałych partii opozycji w sejmie – bez zgody i wiedzy tych partii. Także profile o tej nazwie w mediach społecznościowych – koalicja276 – jak się natychmiast okazało, nie należą do ludzi PO, a wiele wskazuje na to, że są prowadzone przez ich przeciwników. Natychmiast więc Budka z Trzaskowskim zostali gremialnie wyśmiani nie tylko przez krytyków Platformy, ale też przez partie opozycji i publicystów z nią związanych. Jakim cudem ten brak profesjonalizmu na podstawowym poziomie jest – przy tak rozwiniętych technikach marketingu politycznego – w ogóle możliwy w podobno największej partii opozycyjnej?
To, że król jest nagi, dociera do wyborców opozycji coraz wyraźniej także dzięki ruchowi Szymona Hołowni. Hodowana przez ludzi Donalda Tuska i Janusza Palikota formacja napędziła sporo strachu – stąd ta próba „nowego otwarcia”. Nie ma chyba już wątpliwości, że to „otwarcie” stało się jednocześnie zamknięciem drogi do dalszego długiego przywództwa Borysa Budki. Zmiana lidera PO jest kwestią czasu, a jego występ u boku Rafała Trzaskowskiego był dla niego doświadczeniem bolesnym – zaraz po nim nawet w zaprzyjaźnionej TVN24 zapowiadano wywiad z Budką jako „z wciąż liderem Platformy Obywatelskiej”. Wszystko to sprawia wrażenie czegoś niepoważnego i raczej między bajki można włożyć zapowiedzi opozycji, że liczą na wcześniejsze wybory. Nie mogą na nie liczyć z prostego powodu – ich przeprowadzenie w sytuacji takiego kryzysu w opozycji dałoby nie tylko pewne zwycięstwo Prawu i Sprawiedliwości, ale też poważnie zweryfikowałoby stan liczebny ław Platformy.
Zatem nie Budka z Trzaskowskim rywalizujący z Hołownią oraz wysiłki Donalda Tuska, który próbuje wrócić do krajowej polityki powinny martwić. To, co jest realnym zagrożeniem dla Zjednoczonej Prawicy, to próby destabilizowania tego obozu od środka przez ambicje lub indywidualne plany polityczne niektórych jej polityków. Oczywiście myślę tu o Jarosławie Gowinie, polityku, który dziś ma kłopot we własnym ugrupowaniu i formalny problem przywództwa w Porozumieniu, a który od wiosny ubiegłego roku – jak wynika z doniesień medialnych – pozwala sobie na prowadzenie rozmów z opozycją.
Ale i to właściwie wydaje się niemożliwe. Trudno uwierzyć, by Jarosław Gowin za cenę teki premiera technicznego dążył do przesilenia politycznego i pokusił się o próbę budowania jakiegoś bloku z opozycją. Byłoby to – zważywszy na stan opozycji – mocno karkołomne. Niemniej jednak trudno zapomnieć liderowi Porozumienia blokowania możliwości przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych w konstytucyjnym terminie wiosną zeszłego roku. Trudno też przejść bez zdziwienia nad doniesieniami, że w styczniu wicepremier spotykał się z Donaldem Tuskiem. Zważywszy, że obecna kadencja jest czasem wyjątkowym w dziejach III RP, gdy obóz patriotyczny ma wreszcie narzędzia, by poważnie zmieniać kraj, to ewentualne utrudnianie mu działania znów zasługiwałoby na tylekroć powtarzane słowa Wyspiańskiego: „Miałeś chamie złoty róg”. Ale przecież politykom z Krakowa cytatów z „Wesela” chyba nie trzeba przypominać…