Bo na inaugurację nie zaproszono żadnego przedstawiciela kontrolującej parlament i rząd prorosyjskiej obecnie partii Gruzińskie Marzenie, która wybrała swojego prezydenta, Micheila Kawelaszwilego. Zurabiszwili i opozycja twierdzą, że październikowe wybory parlamentarne zostały sfałszowane. W kraju nie ustają protesty przeciwko Gruzińskiemu Marzeniu, mimo prób ich brutalnego stłumienia.
Partia ta liczyła na dojście do władzy Trumpa, wierząc, że zrobi wszystko odwrotnie niż poprzednia administracja, która była w złych relacjach z Gruzińskim Marzeniem. Liczono na to, że być może Trump będzie dogadywał się z Rosją również w kwestii przyszłości Tbilisi. Błędnie. Okazuje się, że wsparcie prozachodniego i prodemokratycznego kursu Gruzji to dla USA kwestia ponadpartyjna.
Autor jest dziennikarzem TV Biełsat