Nawrocki w wywiadzie dla #GP: Silna Polska liderem Europy i kluczowym sojusznikiem USA Czytaj więcej w GP!

To nie jest kraj dla ubeków!

Wydawało się, że czerwone rody bezpowrotnie skaziły polski krajobraz. Po niedzieli 2 kwietnia ten krajobraz wygląda jednak o wiele lepiej. Polacy zrozumieli, że do obrony naszego etosu potrzebny jest masowy czyn.

Żyjemy w rzeczywistości, w której wielu ludzi uważa, ze wystarczy dać lajka jakiejś inicjatywie na Facebooku lub wesprzeć coś wirtualnie, napinając mięśnie zza biurka w ciepłym pokoiku, i kwestia walki o najważniejsze sprawy jest załatwiona. Tym większy więc szacunek należy się tym, którzy – pomimo dojmującego chłodu i spadającej na głowy ulewy – przyszli 2 kwietnia na marsze przeciwstawiające się kłamliwemu opluskwianiu pamięci Wielkiego Jana Pawła II. Dwa największe marsze przeszły w dwóch polskich stolicach: w Krakowie i Warszawie. W Warszawie marsz był ponoć najbardziej liczny i za to należy się szacunek jego uczestnikom. Jednak to w papieskim Krakowie miał on całkowicie obywatelski charakter i pięknie spontaniczny przebieg. Pod Wawelem zorganizowali go bowiem dawni bojownicy antykomunistycznej opozycji – uczestnicy Białego Marszu z 1981 roku oraz liczni działacze znani z niezależności i dystansu wobec wszystkich ugrupowań politycznych. Patronat nad Białym Marszem Papieskim w Krakowie przyjęła doktor Wanda Półtawska. Nikt jednak nie przypuszczał, że w tę zimną, kwietniową Niedzielę Palmową na krakowskie Błonia zjedzie się taki tłum Polaków, że zajmie całą przestrzeń pomiędzy Błoniami a ulicą Karmelicką. Dość powiedzieć, że sam przemarsz uczestników tego marszu trwał prawie godzinę. 

Moim zdaniem właśnie krakowski marsz jest dowodem na to, że ruch oburzenia opluskwianiem Jana Pawła II i wspomnień o nim dał o sobie wyraźnie znać. Ten wielki Marsz był spontanicznym odruchem wielu zwykłych ludzi, którzy zrozumieli, że nie można dłużej pozwalać na bezkarne szarogęszenie się w Polsce bękartów komuny. 

Bo bękarty Urbana uznały, że już pora, aby uderzyć w największy autorytet XX wieku, który zgodnie spajał Polaków o różnych poglądach, a teraz z przerażeniem obserwowały efekty swoich prowokacji. Ludzie w swojej masie powiedzieli wprost: to nie jest kraj dla ubeków!

Daleko mi do świętoszkowatości, dobrze widzę, jak wielu ułożonym z rozmaitymi politykami hierarchom wyraźnie nie pasuje takie ludowe ożywienie, dokładnie widzę też kunktatorstwo wielu purpuratów i przedkładanie przez nich wygodnego trybu życia nad konieczną aktywność. Cieszę się jednak z tego, że Polacy nie są hipokrytami, być może wielu z nich ma krytyczne opinie o obecnych władzach i rozmaitych próbach grzania się w cieple wspomnień o Karolu Wojtyle, jednak gdy bezczelne komunistyczne pozostałości po Związku Sowieckim usiłują bluzgać kłamliwymi pomówieniami i prowokacjami na Wielkiego Papieża, wszyscy porządni ludzie czują, że trzeba coś wspólnie zrobić. Jeśli bowiem porządni ludzie nie wyszliby na ulice, to następnym krokiem bezczelnej, czerwonej progenitury byłyby prowokacje i ataki na naszą tradycję, religię i wszystko, co sprawia, że dziś czujemy dumę z bycia Polakami. Im to uczucie jest obce. Na to pozwolenia nie będzie.

Wszystkie niedogniłki komuny, które tak wygodnie rozsiadły się na salonach pseudoelit współczesnej Polski, niech mają świadomość, że Polaków nie należy drażnić. To spokojny i cierpliwy naród, jednak jeśli będą sobie zbyt śmiało poczynać… następne marsze nie będą już tak pokojowe i skupione jedynie na duchowej wspólnocie. Bo ciągle jeszcze rachunki z komunistycznymi zdrajcami nie zostały załatwione i niech dzieci bolszewii dobrze o tym pamiętają.

Być może zbyt buńczucznie to wszystko brzmi, ale jako jeden z organizatorów krakowskiego Białego Marszu sporo rozmawiałem z jego uczestnikami, dociekałem, co sprawiło, że w tak niesprzyjającą aurę zdecydowali się poświęcić swój wolny czas i pieniądze, aby być razem w wielotysięcznym tłumie. Swoje słowa opieram więc na analizie tego, co mi Polacy mówili. Dowiedziałem się o wielu interesujących akcjach, które miały miejsce zarówno w wielkich miastach, jak i we wsiach. Energia, jaka 2 kwietnia 2023 roku się wyzwoliła, nie rozpłynie się i na pewno przyniesie niedługo swoje owoce. Urban i jego parobki dobrze wiedzieli, że zabijanie ducha Polaków należy zacząć od ataku na Karola Wojtyłę, stąd brały się plugawe paszkwile oczerniające postać naszego świętego, drukowane w „NIE”. Teraz organ Urbana przestał być ukrywany w studiach TVN.

Do tego chóru dołączył, żałosny w swoim mikrym rzemiośle, holenderski chłopczyk udający dziennikarza. 

Cała postubecka operacja została ewidentnie przestrzelona. Smrodliwe wyziewy z ubeckiej stajni tylko zmobilizowały Polaków i nadały impet kilku ważnym pomysłom. Po Niedzieli Palmowej odnoszę wrażenie, że czasy dolce vita dla potomków ubeków właśnie się kończą. Nadchodzi coś polskiego, co bez żadnych przeszkód zabierze się za ostateczne czyszczenie naszego kraju z ubeckich, czerwonych odchodów.
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Witold Gadowski