Znana to od wieków wersja herezji etnocentryzmu, gdy pod pseudoreligijnymi hasłami wywyższa się własny naród ponad wszystkie inne, usprawiedliwiając, ba, wspierając od ołtarza agresję i zbrodnie na innych, „niższych” narodach wedle obłędnej kacapskiej idei „przymuszania do miłości”. Dopóki było to bredzenie teoretyków, można było lekceważyć taką „teologię”, ale przeczytajmy teraz, w kontekście najazdu „chrześcijańskiej” Rosji na bratnią w prawosławiu Ukrainę wywody Aleksandra Dugina, czołowego twórcy tej doktryny:
„Od tego, kto kontroluje Ukrainę, zależy nie tylko los Heartlandu, ale i los Ducha. Albo ta część świata przejdzie pod omoforion [odpowiednik katolickiego paliusza, część szaty liturgicznej biskupa – tłumaczenie i przypis mój – J.L.] Chrystusa i Jego Przeczystej Matki, albo zostanie pod władzą szatana, który niezmiernie umocni swe panowanie nad tym, co w istocie jest kolebką naszej rosyjskiej państwowości, Cerkwi i kultury, naszego narodu. Walka o Donbas, Odessę, o Kijów a nawet Lwów – to część wielkiej bitwy eschatologicznej. Niektórzy podejrzewali, że tak właśnie będzie, ale sami nie do końca wierzyliśmy, sądząc, że to jeszcze nie teraz, a kiedyś, później… Realność wyprzedza marzenia – także te imperialne, eschatologiczne. Era materializmu, ekonomiki, racjonalnej analizy, ekspertów, technokratów, menedżerów – skończyła się. Do naszego świata powracają Idee. I odtąd główna walka rozgrywa się pomiędzy nimi. Między Ideą Rosyjską, Katechonem, Cywilizacją Prawosławną i atakującym nas światem zachodniego Antychrysta. Ukraina potrzebna jest nie nam, Rosjanom. Potrzebna jest Chrystusowi. I dlatego my się tam znajdujemy. I dlatego nigdzie stąd nie odejdziemy”.
Na pewno nie odejdą stąd ci z najeźdźców, którzy już gryzą ukraińską ziemię i ci, którzy wkrótce pójdą w ich ślady. A ponieważ istotnie Ukraina „potrzebna jest Chrystusowi”, możemy być pewni, że podszywające się pod Jego imię siły Zła dostaną łomot, jaki popamiętają znacznie dłużej niż „ruski miesiąc”.