Wsparcie dla mediów Strefy Wolnego Słowa jest niezmiernie ważne! Razem ratujmy niezależne media! Wspieram TERAZ »
Z OSTATNIEJ CHWILI
Prezydent Andrzej Duda podpisał budżet na 2025 r. oraz przesłał część przepisów do Trybunału Konstytucyjnego w trybie kontroli następczej • • •

Powrót Tuska albo komedia dla naiwnych

Donald Tusk nie ma już czego szukać w strukturach europejskich – jego promotorka Angela Merkel kończy swoją polityczną karierę, a nowego sponsora Tusk nie znalazł. Teraz ten sprytny, aczkolwiek pozbawiony ciekawszych cech polityk będzie musiał na powrót znaleźć swoje miejsce w polskiej polityce.

W miejscu, z którego uciekł zwabiony europejskimi pieniędzmi, wyrósł mu jednak znaczący konkurent – Szymon Hołownia. Na ile rywalizacja między nimi będzie naturalnym procesem? Czy potwierdzą się przypuszczenia, że pozycję lidera dzisiejszej opozycji obsadzą zupełnie inne siły niż swobodna rywalizacja o elektorat?

Donald Tusk jest człowiekiem sprytnym, jednak zupełnie przypadkowym. Korzystny splot okoliczności i gra wywiadów sprawiły, że stał się premierem i liderem największej – w swoim czasie – partii politycznej. Okres jego rządów był dla Polski czasem straconym, w którym otwarcie obnażyły się mechanizmy karier. Służalczość wobec Niemiec i Rosji (do pewnego momentu) wystarczały, aby uzyskać placet na bezkarne dzielenie publicznego grosza pomiędzy swoich akolitów.

Dziś powrót Tuska do polskiej polityki poprzedzają dwie legendy: czarna i hagiograficzna. Oczywiście żadna z nich nie oddaje realiów, jednak mogą stać się bardzo znaczącymi czynnikami pokazującymi przyszłość wywodzącego się z Gdańska polityka.

Czarna legenda narosła w internecie i obecna jest w tych środowiskach Polaków, które są nastawione patriotycznie. W oczach tych wyborców Tusk uosabia wszelkie cechy pełnego kompleksów kompradora. Był uniżony i pozbawiony jakichkolwiek treści wobec Merkel i Putina oraz brutalny i cyniczny wobec swoich rodaków (o ile można optymistycznie założyć, że nadal czuje się Polakiem). Nazwisko Tuska – w tych środowiskach – to synonim prywaty, kompromitacji i postawy pozbawionej godności. Tusk – w swojej czarnej legendzie – kojarzony jest z korupcją, nepotyzmem i pogardą wobec wszystkiego, co kojarzy się z polskim patriotyzmem.

W legendzie hagiograficznej Donald Tusk jest politykiem, który zrobił zawrotną karierę w strukturach międzynarodowych, osiągnął wielkie powodzenie na europejskich salonach i jest symbolem nowoczesności. Jego rządy to wyraz dążeń Polski do świata i nowoczesna wizja rozwoju naszego kraju. Ta legenda, w znacznej mierze zbudowana przez „Gazetę Wyborczą” i TVN, wyznawana jest zarówno przez sieroty po nim, a więc całą kamarylę Platformy Obywatelskiej, która nagle straciła łatwe pieniądze i zaszczyty władzy, jak i przez środowiska postkomunistyczne, które same nie były w stanie znaleźć sobie wiarygodnego lidera, więc swoje uczucia przelały na Donalda Tuska. Tusk zresztą odwdzięczał się byłym komunistom i oficerom służb PRL, jak tylko mógł. Dziś Cimoszewicz, Miller i Rosati mogą jedynie modlić się do swoich eurokomunistycznych patronów, aby Tusk powrócił i uchwycił jak najwięcej władzy. Hagiograficzna legenda Tuska najlepiej wyraża się w histerycznych westchnieniach Jacka Żakowskiego czy Tomasza Lisa: „Tusku, musisz!”. Duchowej ornamentyki tej legendzie na pewno doda sekta, której przewodnikiem jest pochodzący z Bolkowa (to ma swoje znaczenie) ksiądz Kazimierz Sowa.

Moim zdaniem cała – zapowiadana – rywalizacja pomiędzy Donaldem Tuskiem i Szymonem Hołownią jest elementem konstruowanego właśnie teatrzyku, który ma pochłonąć jak najwięcej uwagi masowej publiczności. Role będą poukładane w niemieckiej ambasadzie w Warszawie, gdzie spory udział będzie miał także przedstawiciel Stanów Zjednoczonych. Tam okaże się, kto ma mocniejsze plecy i międzynarodowo poukładane karty. Jednak na potrzeby krajowego elektoratu specjaliści od PR poukładają całkiem zgrabny spektakl rywalizacji obu panów. Serial będzie toczył się na antenie głównych mediów i jak przystało na tasiemcowe produkcje, będzie obfitował w przeróżne „przełomowe” wydarzenia. Panowie będą wypowiadali nawet konfrontacyjne deklaracje i czynili rozmaite widowiskowe posunięcia. Wszystko po to, aby skupić na sobie uwagę publiczności i wykreować masowe zainteresowanie, które może owocować wyborczymi głosami. Hołownia będzie rozgrywał karty świeżości i bezobjawowego katolicyzmu, Tusk będzie pozował na polityka o międzynarodowym doświadczeniu, odpowiedzialnego i stabilnego. Role są już precyzyjnie przygotowywane. Ostatecznie wynik „rywalizacji” sprawi, że jeden z nich zostanie liderem „nowego obozu”, a drugi posłusznie zgodzi się na rolę adiutanta i zastępcy. Wszystko po to, aby wykreować dynamikę i za jej pomocą spróbować zdjąć wiatr z żagli Zjednoczonej Prawicy. Możliwe są nawet spektakularne przepływy: pierwszym, który zasili nowy obóz, będzie zapewne Jarosław Gowin i towarzyszące mu postaci.

Bądźmy jednak poważni: tu nie szykuje się żadne poważne starcie, to będzie komedia dell’arte dla naiwnych. 
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Witold Gadowski