Ten prymitywny przekaz zalewa serwisy społecznościowe za sprawą internetowych trolli i niektórych publicystów. W tej narracji prawo chroniące zwierzęta przed okrucieństwem złych ludzi jest „lewicowe”, „prawicowe” ma być niezajmowanie się tym. To wielkie kłamstwo. Ale też obojętność wobec losu ludzi mieszkających na wsi i w małych miasteczkach. W pracy poselskiej spotkałam się z wieloma prośbami małych społeczności o interwencję przeciw inwestycjom tego „biznesu”. Mieszkańcy wsi nie chcą hodowli norek, bo są one bardzo uciążliwe dla otoczenia. Chętnie zobaczyłabym miny żon i dzieci publicystów tak gorliwie broniących ferm zwierząt futerkowych, gdyby im zaoferować zamieszkanie w ich pobliżu. Nie spodobałoby się, prawda? A tysiące Polaków (w samej Wielkopolsce jest 250 ferm) mają to na co dzień. Lobbyści hodowców norek, oczywiście z wielkiego miasta, z pogardą pomijają interesy mieszkańców wsi. I także dlatego nic w istocie z „prawicowością” nie mają wspólnego.
Pogarda futerkowych lobbystów
Lobby opłacane przez hodowców norek stara się przedefiniować znaczenie „prawicy” i „konserwatyzmu”. W ich pojęciu „prawicowe” i „konserwatywne” jest „panowanie” nad zwierzętami, z barbarzyństwem wobec nich włącznie.