Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
,Piotr Wójcik,
15.12.2017 16:08

Plan Morawieckiego – blaski i cienie

Mateusz Morawiecki okazał się sprawnym ministrem finansów, jednak nadzieje związane z przedstawionym przez niego planem modernizacyjnym wciąż jeszcze nie zaczęły się spełniać. Jak na razie lepsze efekty przynoszą reformy społeczne, z programem 500+ na czele.

W 2016 r. ówczesny wicepremier przedstawił swój program – nazwany planem Morawieckiego – który rok później stał się podstawą bardziej kompleksowej Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju. Autorzy raportu zwrócili uwagę na pięć pułapek, w które wpadła Polska w wyniku przyjętego w ostatnim ćwierćwieczu modelu rozwoju. Najważniejszą z nich była pułapka średniego dochodu, przejawiająca się tym, że nie potrafimy osiągnąć poziomu rozwoju krajów zachodniej Europy. Kolejny problem, demograficzny, charakteryzuje się niemal najniższym współczynnikiem dzietności w UE. Z kolei w wyniku słabości instytucjonalnej powstała m.in. gigantyczna luka VAT, na której nasz budżet traci co roku kilkadziesiąt miliardów złotych. Pułapka przeciętnego produktu zaś przejawia się tym, że nasze rodzime firmy nie tworzą innowacyjnych i wysoko rozwiniętych produktów oraz niechętnie finansują badania i rozwój. Natomiast w wyniku pułapki braku równowagi nasz budżet ma notoryczny deficyt, a z naszego kraju wypływają miliardy złotych w dywidendach do zagranicznych inwestorów. Jak widać, problemy dotykają niemal całej sfery ekonomiczno-społecznej, nie tylko stricte gospodarczej. Żeby uwolnić się z powyższych pułapek, potrzebne jest prowadzenie skutecznej polityki budżetowej, społecznej i przemysłowej.

Instrumenty rozwoju

O polityce społecznej PiS-u napisano już setki artykułów (głównie o programie Rodzina 500+), często wspomina się też o uszczelnieniu systemu podatkowego. Stosunkowo najmniej w debacie publicznej mówi się o polityce przemysłowej, co jest niezrozumiałe, gdyż podjęto w tej kwestii wiele działań. Przede wszystkim zainicjowano funkcjonowanie Polskiego Funduszu Rozwoju, który ma być bankiem rozwoju na miarę słynnych instytucji tego typu w krajach Zachodu – chociażby niemieckiego KfW czy brazylijskiego BNDES. Jak na razie nasza rodzima prorozwojowa instytucja nie może się niestety równać z wymienionymi gigantami pod względem środków – BNDES dysponuje aktywami wartymi 335 mld dol., tymczasem PFR ma mieć w sumie do dyspozycji ok. 80 mld zł (i to łącznie z funduszami UE). Zainaugurowano także działanie grupy funduszy Start in Poland. SiP ma być instrumentem, który ściągnie do Polski kapitał wysokiego ryzyka inwestujący w raczkujące firmy z perspektywicznych branż. W Izraelu odpowiednikiem SiP u były fundusze Yozma, które zaczęły działanie w latach 90. Fundusze SiP mają zachęcać inwestorów z całego świata do lokowania kapitału w polskie start upy tym, że ze środków publicznych dołożą nawet do 80 proc. potrzebnej kwoty. Trzecim ważnym elementem ma być uruchomiony już Portal Promocji Eksportu, który będzie instrumentem miękkiego wspierania eksporterów, głównie za pomocą udzielania im kluczowych informacji. Wspieranie eksportu było przyczyną sukcesu Korei Południowej i Tajwanu, jednak one stosowały twarde rozwiązania – chociażby subwencje. Dla członka Unii Europejskiej i Światowej Organizacji Handlu takie rozwiązania są poza zasięgiem, więc musimy sobie radzić w bardziej wyszukany sposób.

Plan wprowadzany opornie

Instrumenty planu Morawieckiego są wzorowane na sprawdzonych rozwiązaniach z krajów, które osiągnęły swego czasu błyskawiczny wzrost gospodarczy. I bardzo dobrze, wzorowanie się na najlepszych to dobry pomysł. Jednak ich głównym problemem jest to, że dopiero zaczynają działać na pełną skalę, choć minęły już niemal dwa lata od ogłoszenia planu Morawieckiego. To nie znaczy, że nie ma już pewnych sukcesów. Przede wszystkim Polski Fundusz Rozwoju uczestniczył w repolonizacji banku Pekao, co ma ogromne znaczenie dla polityki przemysłowej, gdyż to największy w Polsce bank finansujący przedsiębiorstwa. PFR wsparł również kapitałem Polską Grupę Zbrojeniową w reaktywacji Stoczni Szczecińskiej, która wybuduje za 280 mln euro dwa promy dla Polskiej Żeglugi Morskiej. Nieźle wystartował w kwietniu tego roku pierwszy z funduszy SiP-u – PFR Starter FIZ. W pierwszym naborze złożono 69 aplikacji, a umowy z wybranymi partnerami miały zostać podpisane jeszcze w tym roku. Nic dziwnego – Starter zapewnia nawet do 80 proc. potrzebnych środków na rozkręcenie start upu. Drugi z funduszy, Biznest FIZ, który wystartował dopiero pod koniec tegorocznych wakacji, wymaga już więcej od inwestorów – zapewnia maksymalnie 50 proc. środków.

Prace stricte legislacyjne również się przeciągają. Pakiet ustaw zwanych Konstytucją Biznesu dopiero w listopadzie został przyjęty przez rząd. Obecnie trwają nad nimi prace w parlamencie. Wiele zawartych tam rozwiązań jest słusznych – chociażby działalność nierejestrowa dla dochodów poniżej 50 proc. minimalnego wynagrodzenia – jednak wbrew zapowiedziom nie będą to zmiany rewolucyjne, a niektóre rozwiązania funkcjonują już teraz. Chociażby Ustawa o odpowiedzialności majątkowej funkcjonariuszy publicznych czy wynikająca z konstytucji zasada proporcjonalności. Wciąż nie przedstawiono pomysłu na kompleksową reformę składek ZUS-owskich płaconych przez przedsiębiorców. Obecnie są one ryczałtowe (1,1 tys. zł), co bywa zabójcze dla najmniejszych, za to jest zupełnie niezauważalne dla firm z wysokim dochodem.

Polityka społeczna na czele

Po dwóch latach rządów PiS-u większość wskaźników ekonomiczno-społecznych jest zaskakująco dobra, jednak to przede wszystkim wynik polityki społecznej (500+, godzinowa stawka minimalna), uszczelnienia systemu podatkowego oraz światowej koniunktury. Tymczasem wskaźniki, na które ma wpływ polityka przemysłowa zawarta w Strategii na rzecz Odpowiedzialnego Rozwoju, albo się pogorszyły, albo są co najwyżej mierne. W 2016 r. mieliśmy bardzo duży spadek skrajnego ubóstwa (o jedną czwartą) oraz największy jednoroczny spadek nierówności w III RP. W 2017 r. prawdopodobnie przekroczymy 400 tys. urodzeń, co ostatni raz miało miejsce w 2010 r. Nastroje konsumentów są rekordowo dobre, a dochody gospodarstw domowych w samym 2016 r. wzrosły o 7 proc. Również wyniki budżetowe są niezłe. Po październiku nasz budżet wciąż ma nadwyżkę, co jest sytuacją bezprecedensową. Dochody z VAT-u wzrosły o 22 proc., a na bardzo dużych plusach są także wpływy z omijanego przez korporacje CIT-u oraz PIT-u. Niestety wskaźniki mówiące o tym, czy modernizujemy naszą gospodarkę, już nie są tak pozytywne. Inwestycje po załamaniu w 2016 r. wciąż nie wróciły do poziomu z końca 2015 r., choć na szczęście ich udział w gospodarce jest coraz większy. Inwestycje potrzebne są po to, by rosła nasza produktywność, czyli wartość produkowanych dóbr w określonym czasie. Produktywność godzinowa nie potrafi przebić progu 60 proc. średniej unijnej i utrzymuje się na mniej więcej tym samym poziomie od 2011 r. Rok 2016 nie przyniósł w tym względzie wyraźnej poprawy.

Jakie można wyciągnąć z tego wszystkiego wnioski? Po pierwsze, nowy premier nie powinien zapominać o polityce społecznej, która na razie daje lepsze rezultaty niż zawarta w Strategii polityka przemysłowa. W przyszłym roku powinien więc się skupić na Mieszkaniu+ oraz Maluchu+, które uzupełnią świadczenia na dzieci. Po drugie, Mateusz Morawiecki musi mieć świadomość, że został premierem niejako na kredyt, obiecując Polakom skok cywilizacyjny. Tymczasem na efekty planu Morawieckiego wciąż czekamy i z tych efektów będziemy go rozliczali.

Reklama