10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!

Par Latviju! – Za Łotwę!

Podaną w tytule dewizę ma najwyższe wojenne odznaczenie łotewskie, Order Wojenny Pogromcy Niedźwiedzia (Lāčplēša Kara Ordenis), ustanowiony w 1919 r. Kawalerami orderu byli m.in. marszałek Józef Piłsudski i gen. Edward Rydz-Śmigły. Par Latviju! widnieje także na medalu ustanowionym z okazji 10. rocznicy odzyskania przez Łotwę niepodległości, odznaczono nim kilka tysięcy polskich żołnierzy!

I nie bez powodu – Wojsko Polskie znacząco bowiem przyczyniło się do uchronienia świeżej łotewskiej niepodległości przed bolszewicką agresją w tymże 1919 r., odbijając z rąk Armii Czerwonej twierdzę Dyneburg, a w styczniu 1920 r. w ramach ustalonej wspólnie z rządem Łotwy operacji „Zima” odnosząc decydujące zwycięstwo. Dowodził gen. Edward Rydz-Śmigły, który na czele niemal 30 tys. wojsk polskich (istotną rolę odegrała tu kompania czołgów!) oraz 10 tys. łotewskich żołnierzy z 3. Dywizji Piechoty odniósł miażdżące zwycięstwo mimo straszliwych mrozów sięgających -30 stopni C. Pokonani Sowieci zmuszeni byli uznać niepodległość Łotwy, a stosunki między uratowanym od komunizmu krajem a skutecznym polskim sojusznikiem ułożyły się od tej pory znakomicie. Łotewskim sygnatariuszem układu był pierwszy premier Kārlis Ulmanis – postać równie kluczowa dla całego okresu międzywojennego na Łotwie, jak marszałek Piłsudski w Polsce czy gen. Laidoner w Estonii, choć w odróżnieniu od nich był cywilem. Ulmanis jeszcze kilkakrotnie pełnił funkcję premiera Łotwy, a w 1934 r. ze wsparciem wojska dokonał przewrotu i wprowadził rządy autorytarne. W 1940 r. zarówno Łotwa, jak i pozostałe dwa kraje bałtyckie zostały wchłonięte przez Związek Sowiecki na mocy paktu z III Rzeszą, a aresztowany przez NKWD Ulmanis zmarł w sowieckim łagrze w 1942 r.

Przywrócili ciągłość

Historia symbolicznie oddała mu sprawiedliwość, gdy w odrodzonej po rozpadzie sowieckiego imperium Łotwie wnuk jego brata, Guntis Ulmanis, został wybrany w 1993 r. na prezydenta republiki i pełnił ten urząd przez dwie kadencje. W odróżnieniu od III Rzeczypospolitej na Łotwie przywrócono (z niewielkimi poprawkami) konstytucję z 1922 r., podkreślając tym ciągłość prawną państwa. A musiało się ono borykać z nieznanym przed wojną problemem – w spadku po władzy sowieckiej pozostała na terytorium kraju ogromna, sięgająca 30 proc. liczącej ok. 2 mln ludności – mniejszość rosyjska, generalnie niechętna odrodzeniu narodowemu kraju, którego języka najczęściej nie znała. Teraz zaś obowiązuje na Łotwie rygorystyczne prawo, gdzie jednym z warunków uzyskania obywatelstwa jest dobra znajomość języka łotewskiego, nienależącego do łatwych. Mimo potężnych nacisków Moskwy w referendum z 2012 r. odrzucono żądanie wprowadzenia języka rosyjskiego jako drugiego urzędowego. W tej sytuacji około połowy tutejszych Rosjan okazało się bezpaństwowcami, czyli – zapleczem do wojny hybrydowej Moskwy.

Polacy mile widziani

Jednak nawet sądy międzynarodowe odrzuciły skargi rosyjskie na zapisywanie ich nazwisk wedle zasad łotewskiej transkrypcji, choć jest ona jeszcze dziwniejsza niż na Litwie. Pomijając już fakt, że podobnie jak tam nie ma w użyciu liter „w”, „x”, „q” oraz polskich znaków „ł”, „ś” czy „ę”, wszystkie męskie imiona i nazwiska muszą mieć na końcu „s”, a nazwiska obce zapisuje się… fonetycznie. Tak więc powiedzmy taki George Washington to po łotewsku Džordžs Vašingtons. Śmieszne? To spytajcie Amerykanina o wrażenia, gdy na warszawskim popiersiu swego znamienitego prezydenta ze zdumieniem odczytuje  „Jerzy Waszyngton”…

Nawiasem mówiąc, jakoś nie wynikł w związku tym nierozwiązywalny na Litwie problem pisowni nazwisk polskich – po prostu w łotewskim paszporcie na pierwszej stronie jest zapis zgodny z gramatyką łotewską, a na następnej – w oryginalnej wersji polskiej.

Polski wiceminister spraw zagranicznych Jan Dziedziczak, który odpowiada za kontakty z Polonią, wręcz twierdzi, że te stosunki są wzorcowe, bo polska mniejszość w tym kraju tradycyjnie uznawana jest za jedną z najbardziej lojalnych i zasłużonych wobec państwa łotewskiego, a Łotwa w odróżnieniu od Litwy jest krajem poważnie podchodzącym do standardów europejskich, do zobowiązań europejskich i bilateralnych, a jej władze cechuje życzliwy i otwarty stosunek w odniesieniu do mniejszości polskiej. Być może dlatego, że Polacy w odróżnieniu od Rosjan nie byli tu ludnością napływową w związku z okupacją sowiecką, ale są potomkami mieszkańców niegdyś polskich Inflant, a może przyczyną braku konfliktów jest ich niewielka na Łotwie liczba – ok. 2 proc. ogółu ludności. Mimo to osoby polskiego pochodzenia nierzadko odgrywają istotną rolę polityczną, jak były premier Łotwy Valdis Domrovskis – obecnie komisarz EU do spraw euro i dialogu społecznego (cokolwiek to w unijnej nowomowie znaczy) – czy obecny minister spraw zagranicznych Edgars Rinkēvičs. Szczególnie ten ostatni ma wiele z Polską do czynienia, gdyż nasz kraj ponownie stał się dla Łotwy najważniejszym sojusznikiem przeciw odradzającemu się imperializmowi rosyjskiemu, pomagając krajom bałtyckim we wstąpieniu do NATO w 2004 r., a zwłaszcza podczas warszawskiego szczytu doprowadzając do realnego wzmocnienia bezpieczeństwa państw stanowiących wschodnią flankę Paktu Północnoatlantyckiego.

Czekając na Via Carpatię

Niedawno Rinkēvičs oficjalnie poinformował, że powstała na Łotwie w wyniku tych ustaleń północna grupa wojsk NATO osiągnęła pełną zdolność bojową. Na jej czele stoi dowództwo kanadyjskie, a w kontyngencie uczestniczą także jednostki wojskowe z Polski, Słowenii, Włoch, Hiszpanii, a nawet Albanii. Gdy się spojrzy na mapę tej części Europy, widać – poza oczywistym zagrożeniem ze strony Rosji – że ze względów geograficzno-politycznych Łotwa i jej sąsiedzi są nadal słabo skomunikowani z resztą państw NATO i UE. Pozostałe po czasach sowieckich linie kolejowe wiodą głównie w głąb Rosji, porządnych szos wtedy nie budowano, więc poza dobrze tu rozwiniętym transportem morskim (Ryga, a także stolica Estonii są wszak dużymi portami), a zwłaszcza promom, dotarcie na Łotwę nawet z terytorium najbliższego zachodniego sojusznika, czyli Polski, nie jest ani łatwe, ani wygodne.
W tym kontekście oprócz wzmocnienia bezpieczeństwa Łotwy przez rozmieszczenie w niej sił natowskich na pierwszy plan wysuwa się kwestia lepszej integracji cywilizacyjnej z Europą Zachodnią i tu również kluczowym partnerem okazała się Polska ze swoim zaakceptowanym nawet przez ospałą w decyzjach UE planem budowy Via Baltiki. Realizacja tego ambitnego projektu pozwoli na stworzenie strategicznego szlaku na osi Północny Wschód – Południe Europy, sprzyjając rozwojowi kontaktów ekonomicznych i zacieśnianiu więzi polityczno-militarnych. Zwłaszcza że w Kownie na terenie Litwy planowany jest węzeł z podobną inwestycją w jeszcze większej skali – Via Carpatia, wiodąca przez Polskę, Słowację, Węgry, Rumunię i Bułgarię aż do wybrzeży dwóch mórz – Czarnego i Śródziemnego w greckim porcie Saloniki.

To zaś prowadzi nas do idei sojuszu Trójmorza, w którym Łotwa zadeklarowała intensywne uczestnictwo. Kraj ten wiele już zrobił dla zintegrowania swojej gospodarki z Europą, ze zmiennym zresztą powodzeniem. Były lata, że Łotwę wraz z Estonią zaliczano do tygrysów Europy z tempem rozwoju do 10 proc. rocznie, bywało i gorzej. W 2012 r. zamiast rodzimego łata wprowadzono euro. Według najnowszych danych Eurobarometru większość Łotyszy ocenia wprowadzenie euro pozytywnie, ale wedle badań ośrodków łotewskich większość społeczeństwa nadal niechętna jest wspólnej europejskiej walucie. Decydują o tym nie tylko obawy przed podwyżkami, które nieuchronnie następują, ale też sentyment do łata. Wiele osób – jak moi przyjaciele filmowcy – uważa, że wraz z tradycyjną własną walutą państwo straciło część suwerenności, a nawet godności narodowej…

O sukcesach i pułapkach na drodze Łotwy do współuczestniczenia w geopolityce na prawach poważnego partnera będę pisał w dalszych odcinkach, gdzie zajmiemy się też dokładniej nieustającą od lat antyłotewską dywersją rosyjską na wszystkich polach, znaną ostatnio pod nazwą „wojna hybrydowa”.
 

 



Źródło:

#Via Carpatia #Łotwa

Jerzy Lubach