Łaszący się Michnik wydaje się wprawiać w lekką konsternację nawet Jaruzelskiego. Wygląda na to, że owszem, generał oczekuje hołdów, ale w gruncie rzeczy poziomem tej wazeliny sam jest zażenowany – ma świadomość obecności pracującej kamery i w odróżnieniu od Michnika ma także wiedzę, że los nagranych materiałów nie zawsze da się kontrolować. Namiestnik Moskwy miał rację – taśmy Michnika, jak rękopisy, nie spłonęły i po dwudziestu latach objawiają się w całym swym bezwstydzie. Uderzając po śmierci czerwonego generała w wizerunek pozującej na bojownika o wolność i demokrację marnej postaci. Na mnie wrażenie zrobiła właściwie tylko jedna sprawa – osobista: ja tam wtedy, pod domem na Ikara, byłam i nie znałam tego wymiaru rozgrywających się scen. Jak co roku od początku lat 90. przychodziliśmy tam 12 grudnia późnym wieczorem.
Pamiętam charakterystyczne światło za zasłoniętymi oknami – wiadomo było, że odbywa się tam nagranie, pewnie wywiad dla jakiejś telewizji. I pamiętam tę myśl wtedy, że ktoś tak się bawi w dokumentalną notację – jak to po latach od dramatycznych decyzji, nękany protestami przed swoim domem, przeżywa decyzję o wprowadzeniu stanu wojennego jego twórca, szlachetny, tragiczny generał, który uratował przed interwencją radziecką Polskę, poświęcił się, wybierając mniejsze zło. Pamiętam to uczucie – połączone ze wzruszeniem ramion nad tą lansowaną wówczas wersją, która nie da się utrzymać przed sądem historii. Nie jestem pewna, ale chyba wtedy przed tym wiedzieliśmy nawet, że ckliwy wywiad z generałem robi tam nie kto inny jak Teresa Torańska. Ale nie przyszło nam do głowy, że tej nocy za tymi rozświetlonymi zasłonkami pije z szefem WRON-y Adam Michnik. Oczywiście wznosiliśmy tam okrzyki „Precz z komuną!” i pewnie, że „znajdzie się pała…”. Ale przede wszystkim – i dlatego tam przychodziliśmy – nad zdjęciami dziewięciu ofiar z kopani Wujek odmawialiśmy modlitwę i czytaliśmy apel poległych. A za zasłonkami: „Ja go kocham!” – żałośnie wyznawał niegdysiejszy autorytet antykomunistycznej opozycji! Tak, żałuję, że tego wtedy tam nie wiedziałam. Byliśmy nieświadomymi świadkami historycznej sceny o znaczeniu symbolicznym – to nie ulega wątpliwości. Ale też jakiegoś szokującego wprost tryumfu komunistycznego generała w 20 lat po upadku PRL. Przypomina się scena z szefem bezpieki Czesławem Kiszczakiem – po którymś wyroku uniewinniającym go z odpowiedzialności za śmierć górników w kopalni Wujek zaprosił w sądzie dziennikarzy na wódkę – „To jest ta siła Solidarności” – kpił.
Bo oni się tej prawdziwej Solidarności po prostu bali. Użyli przeciw niej – tylko od wprowadzenia stanu wojennego do listopada 1982 roku – ogromnych sił i napotkali ogromny opór. „W działaniach przywracających normalny porządek i ład publiczny – na zasadzie wielokrotności – brało udział około 250 tysięcy funkcjonariuszy Milicji Obywatelskiej i Służby Bezpieczeństwa, prawie 90 tysięcy funkcjonariuszy Rezerwowych Oddziałów Milicji Obywatelskiej, ponad 30 tysięcy żołnierzy Wojska Polskiego i około 10 tysięcy członków Ochotniczej Rezerwy Milicji Obywatelskiej” – wylicza ktoś w notatce przygotowywanej do wystąpienia Czesława Kiszczaka na jednej z narad ówczesnego kierownictwa PRL, a zachowanej w IPN w teczce dokumentów wytworzonych w gabinecie ministra spraw wewnętrznych na temat przygotowań i przebiegu stanu wojennego. Tylko w tym czasie – czytamy w niej – „rozproszono” „ponad 400 nielegalnych demonstracji i wystąpień ulicznych”. Rannych zostało ponad „813 funkcjonariuszy, w tym 122 ciężko”. „Resort poniósł też poważne straty materialne”. „W związku z zajściami ulicznymi zatrzymano 13 244 osoby. W trakcie tych zajść niestety nie udało się uniknąć ofiar śmiertelnych. Piętnastu Polaków poniosło nikomu niepotrzebną ofiarę życia” – głosi notatka Kiszczakowego gabinetu. A, i przejęto blisko 600 sztuk broni palnej. Więc tej poważnej, prawdziwej Solidarności bali się – i mieli czego. Ale po latach tę zagarniętą przez michnikowszczyznę – wraz z przydziałami papieru i funduszami na wynegocjowaną przy Okrągłym Stole – solidarnościową gazetę już kontrolowali i w gruncie rzeczy nią pogardzali. To widać – ja przynajmniej to widzę – na tych klatkach nagranych przez Torańską. Szefem tam, na Ikara, jest Jaruzelski, a błaznuje przed nim Michnik.
Wypada współczuć tym wszystkim ludziom Solidarności, którzy mieli jeszcze jakieś złudzenia.