Nic dziwnego, że zaczął ją od wizyty na Węgrzech, które najgłośniej zapewniają o poparciu dla polskiego rządu. Do odrzucenia sankcji w ostatecznym głosowaniu wystarczy jeden głos przeciw, jednak uzależnienie naszej pozycji w UE od poparcia jednego kraju byłoby olbrzymim ryzykiem.
Nie łudźmy się, każdy kraj dba w pierwszej kolejności o własne interesy, więc istnieje możliwość, że zwolennicy sankcji przelicytują Polaków. Dlatego premier Morawiecki musi zrobić wszystko, by procedura upadła już w pierwszym głosowaniu, do czego potrzeba Polsce przynajmniej sześciu sojuszników. Poza Węgrami bardzo prawdopodobni są Chorwaci i Litwini, a Rumuni, Łotysze i Słowacy są przynajmniej realni.
Możliwych kierunków jest więcej, jednak polska dyplomacja musi zdawać sobie sprawę, że planem minimum nie jest węgierskie weto, tylko sześć głosów przeciw już w pierwszym głosowaniu.