10 wtop „czystej wody”, czyli rok z nielegalną TVP » Czytaj więcej w GP!
Z OSTATNIEJ CHWILI
Prezydent Andrzej Duda podpisał budżet na 2025 r. oraz przesłał część przepisów do Trybunału Konstytucyjnego w trybie kontroli następczej • • •

Napoleonek z patentem na bezkarność

Tragizm upowszechniania się postaw à la Grodzki polega na tym, że osiąganie kolejnych szczebli politycznej kariery – w naszym kraju – niemal automatycznie kojarzy się ze wzrastającym poczuciem bezkarności i wszechwładzy.

Kiedy wchodzisz do polskiego szpitala, czujesz, jakbyś znalazł się w innej rzeczywistości niż ta, która otaczała cię na zewnątrz. W szpitalu bóstwem jest ordynator profesor, struktura jest feudalna, a na najniższym piętrze człowieczeństwa znajduje się pacjent. Trudno zatem dziwić się, że Tomasz Grodzki – już w momencie pojawienia się na publicznej scenie – tryskał narcyzmem i zadufaniem. Przypadkowy marszałek Senatu, który mocno okopał się na swoich pozycjach i stamtąd wygłasza swoje tromtadrackie i wycelowane jak kulą w płot wystąpienia. 

Kiedy prokuratura, po przesłuchaniu ponad dwustu świadków, chce mu postawić zarzuty natury kryminalnej, okazuje się, że Grodzki może liczyć na swoich partyjnych kolegów i wicemarszałek Senatu Bogdan Borusewicz po prostu decyduje o tym, że sprawa pozbawienia marszałka Grodzkiego parlamentarnego immunitetu nie nabierze dalszego biegu. Dlaczego Borusewicz nie podejmie decyzji o dalszym procedowaniu prokuratorskiego wniosku? Bo może! I co mu ktoś zrobi?

Tomasz Grodzki, pomimo niewielkich potencji intelektualnych, stał się postacią nietykalną i głośną. Sprawa łapówek, które prawdopodobnie był łaskaw przyjmować, gdy pracował – jako szycha – w szczecińskim szpitalu, ma po prostu nie ujrzeć światła dziennego. Partyjni stronnicy Grodzkiego nawet nie maskują już swoich intencji – Grodzki ma być nietykalny, i koniec! Co bowiem działoby się, gdyby tak można było każdego (potencjalnego) łapówkarza stawiać przed wymiarem sprawiedliwości? To byłby pogrom i na to Borusewicze pozwolić nie mogą.

Grodzki nie jest nawet interesujący jako indywidualna kariera czy też kryminalny przypadek – ot, takich zadufków i sobiepanków jest w Polsce nadmiar. I wcale nie przesądza o ich istnieniu legitymacja partyjna, którą noszą w kieszeni. Takie same przykłady nietykalności i bezczelności można odnaleźć wśród czynowników Prawa i Sprawiedliwości, zwłaszcza jeżeli zagłębimy się w tzw. Polskę lokalną. Ta po prostu roi się od nietykalnych bożyszczy, którym władza bije na mózg, i pchają ręce, gdzie tylko mogą, aby wyszarpać dla siebie jak największe ilości dóbr, do których mogą już nie mieć dostępu, gdy zajdzie zmiana w polityce. Ta mentalność kacyków trwa w naszym kraju od czasu wszechwładnych – na swoim terenie – sekretarzy z PZPR, którzy często byli ostatecznymi wyroczniami stosowania prawa w swoich partyjnych księstewkach. 

Polska polityka naznaczona jest takimi postawami, przekleństwo PRL-u ciągnie się za naszymi politykami mocniej niż nawet cień odkrywanych przez IPN powiązań. Ten „parciany system myślenia” sprawia, że marzeniem każdego narcyza i karierowicza w jednej osobie jest wspięcie się – za wszelką cenę – jak najwyżej. Tam, na lokalnym lub nie daj Panie krajowym szczycie, nikt nie jest w stanie już takiej kreaturze nic zrobić. Grunt to obstawić organizację, która ma znaczące wpływy w mediach i sądownictwie. To właśnie ta organizacja sprawi, że będę „mężem stanu” pomimo faktu, że wokół mnie narasta smród. Ludzie mogą sobie mówić, świadkowie mogą zgłaszać się do prokuratury, byleby mnie nie opuścili partyjni koledzy – będę w praktyce nietykalny.

Przypadek Tomasza Grodzkiego jest tyleż burleskowy, co tragiczny. Komiczne są przyjmowane przez niego pozy i treść jego publicznych wystąpień. Gdyby je poddać analizie, to diagnoza byłaby nieubłagana: mamy do czynienia z bezrefleksyjnym narcyzem, który jest przeświadczony o własnej wielkości, jednak żadna jego wypowiedź czy działanie takiego przeświadczenia nie potwierdzają. Ot, po prostu zadufek uważa się za postać wielkiego formatu i w swoim wewnętrznym świecie takim Napoleonkiem jest. Właściwie Grodzki śmiało mógłby zagrać w kontynuacji jednej z komedii Stanisława Barei. Wystarczyłoby, aby był sobą, i wyszłaby z tego niesamowita kreacja. Oczywiście komedii na tym poziomie nikt już w naszym kraju nie realizuje, więc talent marszałka Grodzkiego pozostanie niewykorzystany. Tragizm upowszechniania się postaw à la Grodzki polega jednak na tym, że osiąganie kolejnych szczebli politycznej kariery – w naszym kraju – niemal automatycznie kojarzy się ze wzrastającym poczuciem bezkarności i wszechwładzy. I podkreślam po raz wtóry: nie chodzi tu o partyjne powinowactwa, tylko o pewien patologiczny model pojmowania polityki, który upowszechnił się nad Wisłą. 

Tomasz Grodzki może siedzieć w każdym z nas i wirus politycznej kariery może go wewnątrz nas aktywować. Nikt bowiem nie jest odporny na pychę i poczucie bezkarności, chęć wynoszenia się ponad innych. 

Grodzki jest właśnie przykładem na brak mechanizmów kontrolnych w naszej polityce. Aby jednak wyznawcom PiS nie było tak miło, wspomnę sprawę nieboszczyka senatora Stanisława Koguta, któremu partyjni koledzy w Senacie także nie pozwolili odebrać parlamentarnego immunitetu. W tym przypadku jednak przynajmniej doszło do głosowania w tej sprawie. Casus Grodzkiego pokazuje, że można iść krok dalej i nie wprowadzać wniosku prokuratury nawet do porządku obrad. 

I co, szanowna prokuraturo, takiemu Borusewiczowi możesz zrobić, co?! 

 



Źródło: Gazeta Polska

Witold Gadowski