Po dojściu do władzy Hitlera, Józef Piłsudski zaproponował Francji wojnę prewencyjną, która miała zapobiec agresywnym poczynaniom nazistowskiego państwa. Jako jedyny europejski przywódca zrozumiał niebezpieczeństwo, które zawisło na Polską i Europą. I zaproponował rozwiązanie. Niestety na próżno.
Podobnym geniuszem wykazał się Piłsudski przed I wojną światową. Już 5 lutego 1914 roku, w paryskim Towarzystwie Geograficznym, wobec pięciuset osób przewidział nadchodzący światowy konflikt, opisał jego przebieg i skutki. Mówił, że w najbliższym czasie rozpocznie się austriacko-rosyjska wojna o Bałkany. Że do konfliktu po stronie Austro-Węgier przyłączą się Niemcy. Że za Rosją ujmie się Francja, co spowoduje wsparcie Paryża przez Londyn, a w dalszej perspektywie i Waszyngton. „Rosja będzie pobita przez Austrię i Niemcy, a te z kolei zostaną pobite przez siły anglo-amerykańsko-francuskie”. Plan polskiego działania był w tej sytuacji oczywisty. Najpierw walczymy z Niemcami przeciwko Rosji. Potem z Anglią i Francją przeciwko Niemcom. Cztery lata później wszystko zostało zrealizowane do końca i dzięki temu zaczęliśmy odbudowywać niepodległe państwo.
Również przewrót majowy jest dowodem na wielkość Józefa Piłsudskiego. Wobec rozchwiania polskiego systemu parlamentarnego oraz nieuznania przez Niemcy w Locarno swych granic wschodnich, zdecydował się on na konsolidację władzy. Złamał konstytucję, ratując państwo. Konstytucja jest przecież tylko narzędziem, celem władzy jest dobrostan narodu i państwa. Czasami trzeba wybrać większe dobro.
Sześć lat później Piłsudski zaproponował Francuzom zdławienie III Rzeszy w zarodku. Nie znalazł jednak po drugiej stronie partnera z równie szerokimi horyzontami i zdolnego przewidywać na dziesięciolecia.
Rok 2019 jest czasem wyjątkowym. Tegoroczne wybory zadecydują o losach Polski. Nie na cztery lata czy osiem lat.
Mamy prawo wymagać od polityków myślenia nie kadencjami, lecz pokoleniami. Mamy prawo oczekiwać, że obóz rządzący jest w stanie obronić polską rodzinę, polski naród i Kościół przed falą lewicowej przemocy. Do tego potrzebna jest wygrana w wyborach parlamentarnych, pozwalająca na napisanie nowej konstytucji i powołanie Trzeciej Niepodległej. Jeśli Jarosław Kaczyński zabezpieczy nas takimi zapisami w ustawie zasadniczej, które uniemożliwią na przyszłość wprowadzenie lewicowej ideologii pustoszącej Zachód, zapewni sobie spoczynek na Wawelu obok swego brata. I będzie wspominany przez następne stulecia, tak jak dziś wspominamy Marszałka.