Nie w tym znaczeniu, że porozumienie spowodowało przyjęcie przez czerwonych 21 postulatów, bo to stało się w Gdańsku. Ale Katowice de facto uratowały ten najważniejszy, pierwszy punkt: „Akceptacja niezależnych od partii i pracodawców wolnych związków zawodowych, wynikająca z ratyfikowanej przez PRL Konwencji nr 87 Międzynarodowej Organizacji Pracy dotyczącej wolności związkowych”. Innymi słowy, dzięki niezłomności pracowników Huty Katowice udało się wymóc na rządzących, żeby porozumienie gdańskie obowiązywało na terenie całego kraju, czyli żeby utworzyć ogólnopolski NSZZ „Solidarność”. Strajkujący wywalczyli również inny fundamentalny zapis, dzięki któremu udało się Solidarność – pierwszy niezależny od komuny związek zawodowy w skolonizowanym przez Sowietów tzw. bloku wschodnim – zarejestrować. Komuna została zmuszona, aby wyznaczyć do prawnej legalizacji nowego ruchu związkowego Sąd Wojewódzki w Warszawie. W Katowicach ustalono także, że władze mają nie tylko zostawić w spokoju strajkujących – założycieli Solidarności, ale też umożliwić im działanie: udostępnić lokale, korzystanie z zakładowej poligrafii, radiowęzłów. Żeby było ciekawiej: „Takiej ogólnopolskiej formule NSZZ Solidarność sprzeciwiał się Lech Wałęsa” – twierdzi Andrzej Rozpłochowski, lider strajku w Hucie Katowice. Dlaczego Katowice uratowały Solidarność? Bo Rozpłochowskiemu i jego kolegom udało się odbić strajk z rąk przywódców sterowanych przez bezpiekę. To jedyny przypadek wymiany kierownictwa Komitetu Strajkowego w Sierpniu 1980 r. Jak wiemy, w trzech pozostałych ośrodkach strajkowych: Gdańsku, Szczecinie i Jastrzębiu do takiej sytuacji nie doszło…
Kto uratował Solidarność
11 września 1980 r. protestujący podpisali czwarte – po gdańskim, szczecińskim i jastrzębskim – porozumienie z komunistyczną władzą. Przeszło do historii jako katowickie, od nazwy strajkującego zakładu: Huty Katowice w Dąbrowie Górniczej. A właściwie do historii nie przeszło, bo do dziś jest praktycznie zapomniane i pomijane. A było porozumieniem… najważniejszym.