Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Paweł Rakowski,
06.09.2021 16:30

Irański sen prezydenta Bidena

Amerykańska wizyta izraelskiego premiera Naftalego Bennetta nie może być uznana za sukces dyplomatyczny ani polityczny. Bennett jest krytykowany przez izraelskie media za to, że w sumie niczego w Waszyngtonie nie załatwił i uśpił swojego rozmówcę, zamiast nakłonić Bidena do aktywnej polityki antyirańskiej. Jednak amerykański prezydent ma ważniejsze sprawy na głowie, w których nie ma miejsca na izraelskie utyskiwania na reżim ajatollahów. Waszyngton musi myśleć o ewakuacji amerykańskich oddziałów z Iraku, a to się nie uda bez współpracy z Teheranem. 

Po zakończeniu ewakuacji z Afganistanu przed Stanami Zjednoczonymi stanie zadanie wycofania się z Iraku. Od 2014 r. amerykańskie kontyngenty ulokowane są na północy kraju, aby koordynować zmagania przeciwko Państwu Islamskiemu. Rezultat wojen z IS doprowadził do kuriozalnej sytuacji, kiedy to amerykańskie posterunki sąsiadują z irańskimi lub proirańskimi szyickimi milicjami, które oprócz antagonizowania i radykalizacji miejscowej sunnickiej ludności koordynują szlak komunikacyjny wiodący z Iranu przez Irak do Syrii i Libanu. Ta trasa wykorzystywana jest przez Teheran do transportu ludzi i sprzętu pod izraelską granicę, a także przyczynia się do umacniania wpływów ajatollahów w regionie. 

Nieprzypadkowo więc Izrael od lat poluje na te transporty za pomocą lotnictwa i dronów, aby ograniczyć potencjalne dla siebie niebezpieczeństwo. Tymczasem z perspektywy amerykańskiej dalsza obecność w Iraku jest bezzasadna, tym bardziej że po zamachu na irańskiego generała, Ghasema Solejmaniego, relacje między proirańskimi irackimi szyitami a Amerykanami są bardzo napięte, konflikt zaś jest w strategicznej perspektywie obu stronom niepotrzebny. 

Teheran potrzebny Waszyngtonowi

Dlatego też Waszyngton zaczyna inaczej patrzeć na Iran, który nie przeszkadzał amerykańskiej ewakuacji z Afganistanu. W kwestii irackiej Iran również odgrywa znaczącą rolę. Zdaniem irańskich mediów amerykańskie posterunki w Iraku znajdują się na celowniku zarówno szyickich bojówek, jak i Irańskiej Gwardii Rewolucyjnej. Tym samym Amerykanie muszą dogadać się z Iranem, aby ewakuacja kontyngentów z Mezopotamii nie zakończyła się dla administracji Bidena kolejną kompromitacją. 

Sytuację doskonale rozumieją w Teheranie, w którym nowy prezydent Ebrahim Ra’isi zapowiedział, że do końca roku rozmowy dotyczące programu atomowego, rakietowego oraz embarga nałożonego na reżim ajatollahów muszą zakończyć się sukcesem. Nieprzypadkowo więc rozmowy amerykańsko-irańskie toczone w Wiedniu trwają nieprzerwanie i wedle różnych przecieków oraz deklaracji amerykańskich czy irańskich decydentów porozumienie jest coraz bliższe. 

Tel Awiw w defensywie

Sytuacja, w której to Waszyngton potrzebuje Teheranu, jest bardzo niekorzystna dla Tel Awiwu. Iran doskonale wykorzystuje koniunkturę, aby wzmacniać swoją pozycję w regionie, jak i aktywizować nowe przestrzenie konfrontacji z Izraelem. Izraelskie media ostrzegają, że to już nie tylko Gaza, Liban, Syria czy Irak są miejscem, w którym toczy się „wojna pomiędzy wojną”, jak Izraelczycy nazywają cichą wojnę z Iranem na Bliskim Wschodzie. 
Do konfliktu na lądzie i w przestworzach doszły napięcia na akwenach. Irańczycy chcą zatrzymać szlak komunikacji morskiej pomiędzy Dubajem a izraelskimi portami w Ejlacie, Hajfie czy Aszdodzie. Napięcia irańsko-izraelskie występują też na Morzu Czerwonym oraz, co Izrael uważa za śmiertelne niebezpieczeństwo, na Morzu Śródziemnym. Tym bardziej że lider szyickiego Hezbollahu w Libanie, Hasan Nasr Allah, chwali się, że zorganizował transfer irańskiej ropy naftowej do umęczonego kryzysem i bezładem politycznym i gospodarczym kraju. Hezbollah, a więc jeden z głównych winowajców libańskiego kryzysu, chce zastąpić upadły aparat państwowy, a irańska ropa miałaby być narzędziem przybliżającym do realnego przejęcia kraju. 

Co więcej, wzmocnienie pozycji Iranu w basenie Morza Śródziemnego stworzy z Iranu realnego regionalnego hegemona, którym starożytna Persja była w przeszłości. Iran kontrolujący Zatokę Perską, wybrzeże jemeńskie, szlaki czerwonomorskie i śródziemnomorskie porty libańskie oraz syryjskie jest wizją przerażającą dla Izraela, Arabii Saudyjskiej czy Zjednoczonych Emiratów Arabskich. Kontrola czy wpływy na libańskim i syryjskim wybrzeżu oznaczają również zyski z przyszłego wydobywania i sprzedawania śródmorskiego gazu. 

Ponadto Tel Awiw obawia się, że irańskie tankowce regularnie pływające w pobliżu izraelskich wód terytorialnych mogą zanieczyszczać chemikaliami izraelskie wybrzeże, jak już na początku roku miało to miejsce. 

Prawdziwa przyczyna drzemki Bidena

Dlatego też wizyta Bennetta w Waszyngtonie poprzedzona była wytężoną kampanią medialną, w której to czołowi izraelscy politycy czy wojskowi zapowiadali nieuchronną i zbliżającą się konfrontację Izraela z Iranem. Z tym że takowe zapowiedzi, którymi media są karmione kilka razy w roku, w obecnym przypadku pozostały raczej niezauważone. Po pierwsze, uwaga mediów światowych skupiona była na Kabulu i Afganistanie; po wtóre, nawet największy laik wojskowy rozumie, że Amerykanie, wycofując się z Afganistanu i Iraku oraz ograniczając ilościowo swoje kontyngenty w Zatoce Perskiej, nie mają w planach jakiejkolwiek konfrontacji zbrojnej z Iranem. 

A sam Izrael, co oczywiste, jest niezdolny do agresji na Iran, tym bardziej że majowa wojna z Hamasem uwidoczniła, że wpierw Izrael musi oczyścić swoje przedpole z irańskich aktywów ulokowanych w Gazie (Hamas), Libanie (Hezbollah) i w Syrii (Irańska Gwardia Rewolucyjna, Brygady Fatymidzkie, Brygady Zainab, iracki Al-Haszd asz-Szabi), co oznacza krwawą i wyniszczającą wojnę, w której zginęłyby tysiące izraelskich cywili i wojskowych. A na to żaden izraelski polityk się nie zdecyduje, ponieważ oznaczałoby to utratę władzy. 

Izraelskie media zarzucają Bennettowi pasywność oraz brak jakiejś skutecznej inicjatywy. Zresztą izraelska polityka zagraniczna jest w rękach Jaira Lapida, który poprzez wpływy w europejskiej i amerykańskiej lewicy stara się odbudować izraelską nadwątloną pozycję. Jednak jego usiłowania okazują się mało skuteczne, a światowa lewica opowiada się po stronie palestyńskiej i ignoruje izraelskie konkury. 

Brak zaufania do starań Lapida niejako potwierdził sam Bennett, ogłaszając amerykańskim mediom, że nie przewiduje rozwiązania konfliktu izraelsko-palestyńskiego wedle naznaczonego przez demokratów wariantu „two-state solution”, zakładającego, że obok Izraela powstanie Palestyna na Zachodnim Brzegu i w Gazie. To oczywiście nie przysparza Izraelowi sympatii zarówno nowej amerykańskiej administracji Bidena, jak i jej amerykańskich wyborców. 

Dlatego też amerykański prezydent mógł zasnąć w czasie spotkania z Bennettem, który skarżył się na irańskie poczynania w regionie. Te jednak nie są problemem dla Waszyngtonu, który musi wyprowadzić prawie 4 tys. amerykańskich żołnierzy z Iraku, żywych, a nie w trumnach. A do tego potrzebny jest Iran, który stawia określone warunki i dla zysków wyborczych demokraci są skłonni spełnić oczekiwania Teheranu, który może ułatwić wycofanie się z Iraku lub uczynić z tej ewakuacji największe piekło i kompromitację amerykańskiej armii i prezydenckiej administracji w dziejach.  

Wesprzyj niezależne media

W czasach ataków na wolność słowa i niezależność dziennikarską, Twoje wsparcie jest kluczowe. Pomóż nam zachować niezależność i kontynuować rzetelne informowanie.

* Pola wymagane