Monument stoi nielegalnie – do 30 marca władze Warszawy, zgodnie z ustawą dekomunizacyjną, miały obowiązek usunąć z przestrzeni publicznej symbole sowieckiej okupacji.
A kto doniósł? Agnieszka Graff, feministka, propagatorka gender, członkini lewackiej "Krytyki Politycznej". Graff to nazwisko znane z powojennej historii Polski. Alicja i Kazimierz Graffowie zmarli kilka lat temu. Ktoś może pomyśleć, że skoro zostali pochowani na warszawskich Powązkach Wojskowych, musieli być zasłużonymi dla Ojczyzny żołnierzami. Tymczasem Kazimierz Graff, brat dziadka Agnieszki Graff, to krwawy stalinowski prokurator. Sądy III RP nie potrafiły (nie chciały) wymierzyć mu sprawiedliwości. Nigdy nie przeprosił ofiar za wyrządzone krzywdy. Ten najmłodszy z trzech synów bogatego kupca Maurycego i nauczycielki Gustawy z Simonbergów, który w 1939 r. ukończył prawo na Uniwersytecie Warszawskim, po wybuchu wojny sowiecko-niemieckiej zdradził Polskę, wstępując do Armii Czerwonej, a potem do LWP.
Pracę w prokuraturze wojskowej w 1945 r. rozpoczął dobrowolnie – przełożonym pisał, że znalazł swoje miejsce w życiu.
Odpowiadał za wiele wyroków śmierci w wydziałach doraźnych. W grudniu 1946 r. oskarżał dowódcę poakowskiego Konspiracyjnego Wojska Polskiego kpt. Stanisława Sojczyńskiego „Warszyca” i jego żołnierzy. To właśnie za ten mord sądowy został zastępcą Naczelnego Prokuratora Wojskowego Stanisława Zarako-Zarakowskiego. Potem kierował Prokuraturą Warszawskiego Okręgu Wojskowego, był wziętym adwokatem i radcą prawnym.
Alicja Graff, żona Kazimierza, była stalinowską prokurator. W 1953 r. informowała naczelnika więzienia na Rakowieckiej o terminie wykonania wyroku śmierci na gen. Auguście Emilu Fieldorfie. Kiedy rodzina bohatera Polski Podziemnej prosiła ją o wyjaśnienie okoliczności śmierci gen. „Nila”, nie odpowiedziała.