Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
,Paweł Rakowski,
01.08.2022 18:00

Gazowy plan Saudów dla Europy

Wraz z wizytą Joego Bidena w Arabii Saudyjskiej sprawy nabrały rozpędu. Saudyjski następca tronu Muhammad ibn Salman w minione czwartek i piątek udał się do Grecji oraz Francji. Była to jego pierwsza wizyta na Starym Kontynencie od 2018 r., kiedy po zabójstwie saudyjskiego dziennikarza Dżamala Chaszukdżiego Europa odwróciła się od domu Saudów. Inna rzecz, że relacje pomiędzy Zatoką Perską czy szerzej Bliskim Wschodem a krajami Unii Europejskiej nigdy nie były proste.

Wraz ze wzrostem hegemonicznej pozycji Niemiec po 2000 r. zapotrzebowanie na surowce energetyczne z Bliskiego Wschodu spadło. Berlin wolał układy z Moskwą niż proamerykańską Zatoką Perską. Poza tym Zachód walczył z islamskim terroryzmem, dotowanym przez licznych naftowych indywidualnych potentatów z regionu Zatoki, którzy sympatyzowali ze sprawą globalnego dżihadu. Jednocześnie Europa na początku XXI w. nie poznała się jeszcze na Putinie lub nie chciała na nim się poznać.

Gaz z Zatoki dla Europy – próba pierwsza

Jednak wraz z ekspansją Gazpromu i Rosneftu na kierunki europejskie i wzrostem znaczenia gospodarczego Chin i Azji ścieżki pomiędzy Unią Europejską a Zatoką Perską naturalnie się rozeszły, a nieufność względem UE potęgowała polityka Niemiec, która tradycyjnie i historycznie skupiona była wokół Turcji i Iranu.
Berlin bojkotował również inicjatywy ropo- i gazociągów z pierwszej dekady XXI w., które mimo wszystko miały otworzyć Europę na dostawy ropy i gazu z Zatoki. Temat ten umarł w 2011 r. wraz z wybuchem wojny w Syrii. Z przyczyn geograficznych gazociąg z Kataru, wiodący do Europy przez Morze Śródziemne, musiał przejść przez domenę Baszira al-Asada. Inicjatywa katarskiego gazociągu mogłaby wepchnąć Syrię w orbitę Zachodu i osłabić wpływy Rosji. Dlatego też Moskwie zależy nie tyle na Asadzie, ile na kontroli przestrzeni Syrii i na długotrwałej wojnie uniemożliwiającej jakiekolwiek inwestycje.

Słaba Rosja to słaby Iran

Po 24 lutego świat się zmienił. Zatoka Perska wróciła w orbitę zainteresowania Unii Europejskiej. Co może nieco zaskakiwać – niecałej Unii. Jeszcze przed wojną na Ukrainie do Kataru z wizytą udał się prezydent Andrzej Duda, do Arabii Saudyjskiej i Emiratów Arabskich zajechał Emmanuel Macron. Już po wybuchu wojny do Abu Zabi i Rijadu przyjechał Boris Johnson. Przywódcy Warszawy, Paryża i Londynu wykonali bardzo ważny gest, zauważony przez region, który bardziej niż na front na Ukrainie patrzył w kierunku Wiednia, gdzie toczyły się rozmowy amerykańsko-irańskie.

Dla Arabii Saudyjskiej, która od zerwania stosunków dyplomatycznych z Teheranem w 2014 r. całą politykę i bezpieczeństwo konstruuje wokół powstrzymywania naporu irańskiego, rezultat rozmów w Wiedniu był kluczowy. Jeśli Iran wróciłby do układu atomowego i tym samym otworzyłby się na rynki zachodnie, usatysfakcjonowałoby to Rijad. Reżim ajatollahów musiałby wtedy ograniczyć regionalną wojnę z domem Saudów wobec ryzyka utraty intratnych kontraktów, które ratowałyby irańską gospodarkę.

Jednak wobec fiaska rozmów w Wiedniu uruchamiany jest plan B. Rijad nadal chce rozmawiać z Teheranem, z kolei w Saudów egzystencjonalnym interesie jest to, żeby Iran, który obiera ścieżkę zależności od Rosji, był najsłabszy, jak to możliwe. A słabość Iranu w obecnych realiach wiedzie poprzez biedę w Rosji. Tym bardziej że drugi sojusznik tego przymierza – Chiny – nie zamierza naruszać embarga nałożonego na Iran przez Donalda Trumpa. Zresztą w realiach bliskowschodnich Chiny uchodzą za zupełnie niewiarygodnego partnera, który obiecuje wiele, ale żadnej inwestycji nie zrealizował. Tak więc wypchnięcie Moskwy z rynku europejskiego to skazanie Rosji i Iranu na chiński monopol, który nie wzbogaci wojennych możliwości Putina i ajatollahów.

Grecki hub kosztem pozycji Turcji

Wobec rozpoczęcia po wizycie Bidena odwilży na linii Waszyngton–Rijad Muhammad ibn Salman udał się do Grecji, w której bardzo życzliwie witano saudyjskiego przywódcę. Ateny, które zawsze żyły w cieniu Ankary, doceniają to, że zarówno NATO, jak i Saudowie w końcu wzmacniają Greków kosztem Turków. Ibn Salman podczas lipcowej wizyty w Ankarze miał Recepowi Tayyipowi Erdoğanowi powiedzieć, żeby wycofał się z agresywnej polityki wobec Grecji i Cypru.

Później po kompromitującym dla tureckiego prezydenta szczycie NATO w Madrycie Kongres USA zatwierdził sprzedaż F-35 dla Greków i utrzymał zakaz eksportu samolotów dla Turcji. Saudyjski następca tronu na spotkaniu z greckim premierem Kiriakosem Mitsotakisem potwierdził to, że kapitał saudyjski we współpracy z bliskowschodnimi i europejskimi partnerami chce połączyć siecią przesyłową Europę i Bliski Wschód przez Morze Śródziemne. Grecja w planach saudyjskich miałaby być tym hubem w południowej Europie, przez który mają przechodzić surowce potrzebne zarówno dziś, jak i w przyszłości.

Tym samym jest to powrót do koncepcji sprzed 15 lat, ale tym razem ani Berlin, ani Ankara nie są uwzględniane w planach saudyjskich. Pokazuje to kolejne bankructwo polityki Berlina, który przez lata robił wielomiliardowe interesy z Turcją i Iranem, przymykał oko na prześladowania kobiet, mniejszości etnicznych czy religijnych, także opozycji politycznej, a nawet na publiczne egzekucje homoseksualistów irańskich. Takiej wyrozumiałości Niemcy nigdy nie mieli dla arabskich krajów Zatoki.

Dlaczego rozmowy z Paryżem

Z Aten Muhammad ibn Salman udał się do Paryża, do którego w ostatnich dniach zajeżdżali też prezydenci Egiptu i Emiratów Arabskich – Abdelfattah al-Sisi i Muhammed ibn Zajid, jak i izraelski premier Ja’ir Lapid. Wszystkich tych polityków łączy wielka koncepcja i projekt wejścia gazu ziemnego z obszaru Morza Śródziemnego na rynek UE oraz połączenie Zatoki Perskiej z Europą. Zresztą to Paryż, a nie Berlin, z perspektywy bliskowschodniej zaczyna być sercem UE. Media bliskowschodnie praktycznie nie komentują widma kryzysu energetycznego, przed którym Niemcy stoją. Zresztą politycy niemieccy nie podejmują żadnych kroków w kierunku Zatoki. Jednocześnie Francja jako tradycyjna przeciwwaga dla USA jest atrakcyjna i Saudowie chcą poprzez Paryż zabezpieczyć się przed widmem kolejnej wolty politycznej w Waszyngtonie, która jest możliwa, jeśli radykalna lewica będzie wpływać na politykę amerykańską. Nawet media francuskie przytomnie zaznaczyły, że obecnie nastały realia, o które Zatoka Perska zabiegała – a więc sam biznes i polityka, a nie naciski ideologiczne ze strony Zachodu.

Muhammad ibn Salman rozmawiał z Emmanuelem Macronem o kwestiach energetycznych, wojnie na Ukrainie, Iranie, a także upomniał się o Liban, w którym może rozegrać się bezpośrednia konfrontacja pomiędzy proirańskim, a więc i prorosyjskim Hezbollahem a Izraelem wokół spornych akwenów gazowych na Morzu Śródziemnym. Moskwa wykorzystuje proirańskie aktywa w regionie do powstrzymania tego interesu lub jego ograniczenia. Macron miał żalić się Ibn Salmanowi na Algierię, która jest przejmowana przez Rosję, a z której Francja kupuje znaczną część ropy i gazu.

Zresztą rosyjska ekspansja na Czarnym Lądzie niepokoi zarówno Paryż, jak i Rijad. Francja boi się utraty afrykańskich złóż surowców oraz widma kolejnego sztucznego kryzysu migracyjnego wywołanego przez Rosję. Saudów niepokoi to, że wraz z Rosjanami pojawia się chaos, poprzez który w afrykańskich obszarach muzułmańskich Iran wspiera radykalnych islamistów, którzy tradycyjnie są przeciwnikami Saudów. Co więcej, francuskie media zapowiedziały, że w kolejną zagraniczną podróż Muhammad ibn Salman uda się właśnie do Algierii, która jest tradycyjnym sojusznikiem Iranu.

Wesprzyj niezależne media

W czasach ataków na wolność słowa i niezależność dziennikarską, Twoje wsparcie jest kluczowe. Pomóż nam zachować niezależność i kontynuować rzetelne informowanie.

* Pola wymagane