Wzywanie profesora Sławomira Cenckiewicza na przesłuchanie w charakterze świadka przez dwóch uzbrojonych po zęby żandarmów pokazuje, że władza z niedawnej tragedii śp. Barbary Skrzypek nie wyciągnęła żadnych wniosków albo wyciągnęła przeciwne do tych, które wyciągnąć powinna.
Nie chodzi o to, że wizyta żołnierzy z wezwaniem stanowi jakieś zagrożenie dla zaprawionego w końcu w bojach historyka, lecz o ogólną atmosferę, która dopuszcza, a nawet zapewne nakazuje tego rodzaju działanie. Ma być nieustanna presja, przyzwolenie na działania wykraczające ponad stan, swoisty „soft terror”, tworzący atmosferę nieustannego zagrożenia. Czy nie tym samym jest nagła nadprogramowa kontrola NIK w IPN, którego szef niefortunnie tak bardzo zagraża obecnemu układowi władzy? A także dziwaczne wrzutki medialnych cyngli władzy na temat rodzin dziennikarzy ją krytykujących? To wszystko już było. Można by sparafrazować Hegla, że Jaruzelski powtarza się farsą, gdyby nie to, że ofiary potrafią być jak najbardziej prawdziwe. Ale jednak to nie to. Do skuteczności twórcy stanu wojennego tej władzy jeszcze daleko, choć nienawiści chyba w niej już dziś dużo więcej.