Kremlowski satrapa czekał jeszcze, aż uspokoi się dalekowschodnia granica – Japończycy właśnie przegrali bitwę nad Chałchin-Goł i odstąpili od zdobywania północno-wschodniej Azji. Teraz Moskwa miała rozwiązane ręce i mogła się zająć Polską, „bękartem traktatu wersalskiego”. Ale aby oczy władców Rosji mogły się obrócić w stronę Wisły, musi być spokojny jeszcze jeden front – nie tylko zachodni, nie tylko dalekowschodni, ale – być może najważniejszy – front wewnętrzny. Choć legenda czystek stalinowskich przypisuje im osłabianie imperium, de facto zagwarantowały one I sekretarzowi KPZS spokój i oparcie w kraju. Pamiętajmy o tym, gdy Zachód znów mruga okiem do Moskwy, azjatyckie tygrysy się z nią układają, a nadchodzące w 2018 r. wybory prezydenckie obwieszczą Putina głową państwa raz jeszcze. Chłód znowu idzie ze Wschodu.
Bo Polskę zaatakować wolno
Sowieci nie zaatakowali od razu, jak tego oczekiwali Niemcy, lecz dopiero 17 września. Stalin chciał najpierw zobaczyć reakcję Paryża i Londynu, potęg, które okazały się zbyt krótkowzroczne, by zrozumieć znaczenie Międzymorza dla pokoju i bezpieczeństwa na kontynencie.