Exposé premiera Morawieckiego wprawiło w konsternację liberalnie nastawionych komentatorów. Zamiast dobrze znanych i oswojonych teorii o zbawiennej roli wolnej konkurencji i przedsiębiorczości mieliśmy więc „etatystyczną orgię” (komentator portalu Wolność24) wymieszaną z „miękkim nacjonalizmem ekonomicznym” (Adam Szostkiewicz z „Polityki”). Niektórzy komentatorzy prowadzili nawet statystyki tego, ile nowych instytucji obiecał premier i ile razy użył słowa „państwo”.
Widmo etatyzmu
Oczywiście opowieści o mrocznym widmie etatyzmu krążącym nad gospodarką nie są niczym nowym. Wręcz przeciwnie, są stałym elementem ekonomicznej ortodoksji, według której państwo powinno trzymać swoje ręce jak najdalej od gospodarki, gdyż inaczej niechybnie coś w niej zepsuje. Aktywność państwa ma hamować gospodarczy dynamizm, gdyż swoimi działaniami wypycha ono podmioty prywatne, które są z natury bardziej efektywne. Wprowadzane przez państwo regulacje powodują jedynie zamęt, gdyż są oderwane od rzeczywistości, ponieważ decydenci najczęściej nigdy w życiu nie prowadzili firmy ani nie zatrudniali ludzi, więc nie mają pojęcia o zarządzaniu przedsiębiorstwem. Dodatkowo działalność instytucji kosztuje, co trzeba pokryć z podatków, a więc z pieniędzy zabranych prywatnym podmiotom. Dlatego wolni przedsiębiorcy sami najlepiej zadbają o wzrost gospodarczy, wystarczy tylko zlikwidować wszelkie bariery w handlu i znieść regulacje, a mechanizm konkurencji w krótkim czasie wyłoni najbardziej efektywnych zwycięzców. Prawda jest jednak dużo bardziej skomplikowana. Ani państwo nie jest nieudolne, ani mechanizm konkurencji niezawodny. Żadne czołowe państwo świata nie wprowadziło zaleceń ekonomicznej ortodoksji, a wolny rynek promowały one dopiero wtedy, gdy już były pewne, że na nim zwyciężą.
Anglosaski protekcjonizm
Czołowym przykładem sukcesu osiągniętego poprzez politykę wolnorynkową są zwykle kraje anglosaskie. Rzeczywiście w pewnym momencie zarówno Wielka Brytania, jak i USA zaczęły promować wolny rynek – Brytyjczycy w połowie XIX w., a USA w wieku XX. Jednak były już wtedy gospodarczymi mocarstwami, a do tego momentu nawet nie przyszło im do głowy, by powierzyć swój los w ręce niczym nieskrępowanej konkurencji. Zgodnie prowadziły one politykę nacjonalistycznego protekcjonizmu, co zapoczątkowali Brytyjczycy już w czasach Henryka VII, który głęboko ingerował w obrót wełną, okresowo nawet zakazując jej eksportu. Następnie Brytyjczycy skupili się na kontrolowaniu tras handlowych, dzięki „prawu o żegludze”. Zezwalało ono na handel z Wielką Brytanią tylko za pośrednictwem brytyjskich statków. Jednak naprawdę zaawansowany protekcjonizm zaczął prowadzić osiemnastowieczny premier Robert Walpole. By rozkręcić krajowe wytwórstwo, wprowadził on wysokie cła na import gotowych produktów, za to niskie lub zerowe na import materiałów. Wspierał także eksporterów, chociażby zwracając im straty, jakie ponosili z powodu ceł narzucanych przez inne kraje. Wprowadził też reguły jakości, by żaden producent nie psuł reputacji produktów „made in UK”. Do połowy XIX w. Wielka Brytania miała jedne z najwyższych ceł na świecie. Przykładowo w 1820 r. jej cła wynosiły 45–55 proc., tymczasem we Francji tylko 20 proc., a w Prusach 8–12. Dopiero od połowy XIX w. Brytyjczycy zaczęli likwidować bariery handlowe i promować wolny handel, co szło im równie sprawnie, bo ideę tę promowali najczęściej za pomocą armat.
Przemysły raczkujące
Odpowiednikiem Walpole’a w USA był pierwszy sekretarz skarbu Alexander Hamilton, uważany za ojca amerykańskiego kapitalizmu. Wprowadził on do amerykańskiej polityki doktrynę „ochrony przemysłów raczkujących”, postulując wysokie cła na import zaawansowanych produktów, zakaz eksportu kluczowych surowców oraz publiczne inwestycje infrastrukturalne. Był też wielkim przeciwnikiem kapitału zagranicznego w sektorze bankowym. Nie udało się mu wprowadzić wszystkich swoich koncepcji za życia, gdyż wielkie wpływy w Kongresie mieli w tym czasie plantatorzy z Południa. Korzystając z niewolniczej siły roboczej, chcieli tanio kupować produkty z Europy, więc nie w smak im były wysokie cła mające chronić rozwijający się na Północy przemysł. Jednak koncepcje Hamiltona niedługo później w pełni urzeczywistnił rząd Lincolna, a wysokie, sięgające nawet 50 proc. cła i protekcjonizm rząd amerykański utrzymywał de facto aż do II wojny światowej.
Azjatycki tygrys
Po II wojnie światowej polityka krajów dokonujących błyskawicznego skoku cywilizacyjnego była już dużo bardziej nieszablonowa. Nie zmieniła się jednak jedna rzecz – przewodnia rola państwa. Przykładem największego sukcesu gospodarczego w historii jest najpewniej Korea Południowa. Gdy w 1961 r. dochodził do władzy gen. Park, była ona jednym z najbiedniejszych krajów świata. Ekipa Parka zaczęła prowadzić politykę subwencjonowania eksportu, co polegało na wspieraniu eksporterów wszelkimi możliwymi sposobami – od najprostszych dopłat, przez kredyty i gwarancje kredytowe z państwowych banków, po udostępnianie informacji o rynkach i prowadzenie dyplomacji gospodarczej. Korea Południowa stosowała też planowanie indykatywne. Nie polega ono na ręcznym sterowaniu produkcją, tylko na ustalaniu ogólnych wskaźników do osiągnięcia (np. wzrostu PKB), które ustalano wspólnie z prywatnymi przedsiębiorstwami, głównie wielkimi czebolami. To w wyniku odgórnych decyzji państwa LG weszło do branży elektronicznej, a Hyundai zajął się przemysłem stoczniowym. Obie firmy, choć początkowo niechętne nowym obszarom działalności, obecnie są gigantami w tych specjalizacjach. W obszarach, w których nie było działających prywatnych firm, rząd koreański tworzył przedsiębiorstwa państwowe. W ten sposób powstał gigant stalowy POSCO. Wszyscy eksperci odradzali rządowi jego utworzenie, a zagraniczne instytucje finansowe odmawiały jego sfinansowania. Mimo to rząd koreański uparł się, by mieć duże przedsiębiorstwo w branży stalowej. Obecnie POSCO jest jednym z największych producentów stali na świecie.
Modele rozwoju
Największe sukcesy gospodarcze po II wojnie światowej odnosiły te państwa, które stosowały interwencjonizm państwowy. Finlandia postawiła na rozbudowę sieci publicznych uczelni nawet w niewielkich miastach na prowincji, by zapobiec wyludnianiu się peryferii kraju i przekształcić prymitywną gospodarkę w nowoczesny przemysł. Rząd fiński hojnie finansował też badania naukowe poprzez Narodową Agencję Technologiczną TEKES, z której wsparcia skorzystała niemal każda większa fińska firma, z Nokią włącznie. Współczesny Izrael najpierw zagospodarował bliskowschodnią pustynię za pomocą publicznych inwestycji infrastrukturalnych, a następnie zabrał się do finansowania start-upów, tworząc w tym celu półpubliczne fundusze. Własne unikatowe modele rozwoju tworzyły państwa pod każdą szerokością geograficzną – od Tajwanu, przez Szwecję, po Brazylię. Jak widać, nawet najtwardsi anglosascy zwolennicy wolnego rynku woleli kontrolować kierunek rozwoju swoich gospodarek. Główna rola państwa i polityka protekcjonizmu była tajemnicą sukcesu większości gospodarczych tygrysów i w mniejszym lub większym zakresie stosowana jest do dziś we wszystkich krajach Zachodu, z członkami UE włącznie. Nic więc dziwnego, że strategię tę stosować chce także Polska.