PODMIANA - Przestają wierzyć w Trzaskowskiego » CZYTAJ TERAZ »

Bagno… czyli jak blisko dna

Gdy chodzi o pedofilię wśród katolickich księży, to do Polski ściągają nawet nieudolni dziennikarze holenderscy, aby próbować ogrzać się przy tym temacie. Kiedy jednak sprawa zaczyna dotyczyć warszawskich środowisk celebryckich, „autorytety” nagle nabierają wody w usta i kulą pod siebie ogony.

Pedofilia jest zboczeniem, które nabrało politycznego znaczenia. W Belgii to niemal zabawa kręgów polityki i sądownictwa, w Polsce to wynaturzenie ciągle ma podwójną ocenę i wiele zależy od tego, kto jest sprawcą bestialstwa wobec najmłodszych. Jeśli dziecko było molestowane przez katolickiego księdza, to cały chórek durnych celebrytów natychmiast wszczyna gęgot i prześciga się w potępieniu sprawcy. Jeżeli jednak do dziecka dobiera się ktoś z „towarzystwa”, to albo panuje powszechna zmowa milczenia, albo też bagatelizuje się przestępstwo, podkreślając zasługi sprawcy i sugerując wręcz, że dziecko samo się „podłożyło”. Jest jeszcze trzeci – najzdrowszy sposób podejścia do tego wynaturzenia, to zachowanie tłumu polskich mężczyzn na basenie w Bytomiu. Dowiedzieli się o tym, że kilku śniadych osobników usiłowało naruszyć cielesną nietykalność dzieci i gdyby nie interwencja policji, śniadzi sprawcy zostaliby rozerwani na strzępy. Taki odruchowy sposób „oceniania” zboczeńców wydaje się być najbardziej wskazany.

Wróćmy jednak do podwójnej miary w ocenianiu przestępstwa pedofilii. Bracia Sekielscy – autorzy słabej realizacyjnie serii filmów o pedofilach w sutannach – nie zadali sobie zbyt wiele trudu dokumentacyjnego i śledczego. Ot, wszystkie postaci kapłanów degeneratów dostali wprost na esbeckiej tacy. Wystarczyło odkurzyć stare archiwa księży kapusiów, aby zrozumieć fakt, że wielu z nich zostało zwerbowanych do współpracy z komunistycznym reżimem na zasadzie znalezienia haka w postaci bandyckiej ciągoty seksualnej w kierunku dzieci. Księży kapusiów bezpieka jednak kryła i rzadko kiedy zostali oni przykładnie ukarani. Po rejwachu, jaki uczynił Tomasz Sekielski, temat pedofilii wśród księży przez długie miesiące nie schodził z pierwszych kolumn wielkonakładowych mediów w naszym kraju. W tym samym czasie dziennikarz Mariusz Zielke usiłował przebić się do opinii publicznej informacjami o udowodnionej pedofilii znanego muzyka jazzowego, który na dodatek zorganizował telewizyjny program dla dzieci. Zielke był uciszany na wszystkie sposoby, jazzman Krzysztof S. był bowiem człowiekiem z „towarzystwa” i w tym właśnie „warsiawskim” „towarzystwie” uznano, że na przestępstwa Krzysztofa S. należy patrzeć przez palce – bo przecież to człowiek „swój”, posiadający szerokie kontakty. Okazało się, że mówienie o problemie pedofilii wśród celebrytów nie jest tym samym co celebryckie „święte oburzenie” na pedofilię wśród księży. Przy okazji wyszło na jaw kilka innych powiązań, wcześniej przecież w Warszawie głośno mówiło się o aferze pedofilskiej wśród chłopców z Dworca Centralnego… Sprawa ta została jednak przezornie wyciszona, bo wśród podejrzanych padało m.in. nazwisko znanego reżysera filmowego.

Wyciszanie pedofilii wśród polityków i celebrytów nie jest jednak wyłącznie specjalnością naszego kostropatego establishmentu. Od lat przecież nie może przebić się do głównych mediów prawda o aferze Jeffreya Epsteina i jego towarzyszki Ghislaine Maxwell. Oboje zbudowali siatkę stręczącą znanym i bogatym osobom małoletnie dziewczynki. Panuje zmowa milczenia, ponieważ ci seksualni przestępcy na wielką skalę stręczyli dziewczynki dla gwiazd Hollywood i znanych polityków. Na dodatek Maxwell była wyraźnie powiązana z izraelskim Mossadem, o czym nie wolno mówić już w ogóle. Podobnie rzecz ma się ze słynną „pizzagate”, o której w Polsce mówiłem kilkakrotnie, lecz pozostałem w tym odosobniony. O tej aferze mówić już zupełnie nie wolno, jako że zamieszane są w nią nie tylko gwiazdy Hollywood, lecz także najbardziej wpływowi w Stanach Zjednoczonych politycy. 

Tak więc gdy chodzi o pedofilię wśród katolickich księży, to do Polski ściągają nawet nieudolni dziennikarze holenderscy, aby próbować ogrzać się przy tym temacie, kiedy jednak sprawa zaczyna dotyczyć warszawskich środowisk clebryckich, „autorytety” nagle nabierają wody w usta i kulą pod siebie ogony. O tym nie wypada przecież mówić. To tylko jakieś „niewinne grzeszki” – słyszy się w „warsiawskim” „towarzystwie”. Kiedy więc Mariusz Zielke przygotował reportaż o swoich działaniach wokół próby nagłośnienia afery Krzysztofa S., zupełnie nie zdziwił mnie mur milczenia, na jaki natrafił w największych naszych mediach. Montaż „Bagna” (autorowi wyraźnie nie starczyło środków, aby uczynić z tego film) Mariusza Zielke pokazuje skalę hipokryzji i krętactwa, jaka cechuje środowiska celebryckie w Polsce. Zielke jest uparty, a więc udało mu się w końcu sprawę nagłośnić – główny podejrzany ma jednak już 85 lat i jak do tej pory udawało mu się skutecznie wywijać z wszelkich prób osądzenia jego kryminalnego zboczenia. 

 



Źródło: Gazeta Polska

Witold Gadowski