Trump wygrywa na punkty
Po raz pierwszy debatę prezydencką Clinton-Trump poprowadził dziennikarz, którego nie można oskarżać o stronniczość.
Skutkiem tego pojawiło się więcej konkretów programowych, np. Clinton chce podnieść podatki, Trump obniżyć. On chce wzmocnić ochronę granic, ona zaś w tej sprawie kluczy. Mniej było też ataków osobistych, choć tu Clinton była bardziej małostkowa, wyliczając całe litanie prawdziwych i rzekomych przewinień Trumpa. Sama jednak ma coś na sumieniu – Trump wspomniał o nowych „taśmach prawdy”, na których współpracownicy kampanii Clinton opowiadają, jak zakłócać jego spotkania wyborcze. Chyba z powodu coraz to nowych faktów wskazujących na próby nielegalnego wpływania na wynik wyborów Trump uchylił się od odpowiedzi, czy uzna wynik wyborów. Należy to uznać za pewien błąd, choć może w ten sposób zostawił furtkę dla sądownego ustalania wyniku wyborczego, gdyby w jakimś kluczowym stanie Clinton minimalnie wygrała. Końcowy werdykt – wygrał Trump, nie przez nokaut jednak, lecz na punkty.