Jak nie zostać pudłem rezonansowym
Rozpętanie wojny psychologicznej jest dziełem profesjonalistów.
Poświąteczna niedziela, wieczorne wydanie „Faktów” – program zaczyna się od straszenia widzów. Jak zwykle mówi się o ograniczeniu swobód obywatelskich i wolności. Wyraz „inwigilowanie” odmieniany jest przez wszystkie przypadki, to słowo-klucz, przekaz programu, dzięki któremu widzowie, Polacy, mają się znów przestraszyć PiS-u i poczuć się osobiście zagrożeni. Wtedy na ekranie TVN-u pojawia się poseł Solidarnej Polski Tadeusz Cymański. Nie do końca panując nad swoją mimiką, groźnie podnosząc brwi i wytrzeszczając oczy, mówi do dziennikarza: „Celem nie jest śledzenie, szpiegowanie dla jakichś niecnych celów obywateli, ale sprawność państwa po pierwsze i bezpieczeństwo po drugie”.
Dziennikarz TVN-u ma powody do zadowolenia, zastawił na posła Cymańskiego pułapkę, a ten wpadł w nią niezdarnie, niczym słoń w składzie porcelany. Cymański powtórzył przekaz antyrządowych propagandystów, niby zaprzeczył, ale profesjonaliści wiedzą, że strzelił samobójczego gola. Na czym polega sztuka wprowadzania w błąd? Dlaczego posłowie Zjednoczonej Prawicy są tak słabo przygotowani do występowania w mediach?
Poznajcie jedną ze sztuczek speców od public relations
Pierwszy myślał o niej Fiodor Dostojewski, który w dzieciństwie był czasem karcony przez swojego starszego brata, Michaiła. Misza miał nakazywać mu zajęcie miejsca w kącie i zakończyć „areszt” dopiero wtedy, gdy Fiodor przestanie myśleć o białym niedźwiedziu. Proste? Okazało się, że nie. Wraz z poleceniem brata: „Nie myśl o białym niedźwiedziu”, dzieciak męczył się z obrazem kudłatego zwierzaka i nie umiał się od niego opędzić. Z pozoru niewinna anegdota stała się podstawą ważnego eksperymentu psychologa Daniela Wagnera, który w 1987 r. powtórzył karę Michaiła Dostojewskiego i podobne zadanie zlecił grupie studentów. Mieli oni uderzać w dzwoneczek, gdy – mimo wyraźnego zakazu – wyobrazili sobie białego niedźwiedzia. Wyniki były zaskakujące – żaden ze studentów nie poradził sobie z zadaniem. W ten sposób Daniel Wagner odkrył „efekt odbicia” – im bardziej o czymś nie chcemy myśleć, tym większa szansa, że dostaniemy obsesji na tym punkcie.
Polityczne programowanie
Eksperyment posłużył w badaniach nad alkoholizmem czy otyłością – ludzie próbujący „nie myśleć” o alkoholu czy słodyczach wyczerpują swoje siły i wreszcie pragną zakazanej konsumpcji bardziej niż wcześniej. Ale szersza konstatacja „efektu odbicia” jest taka, że skoro nasza podświadomość nie słyszy owego „nie”, to łatwo jest wmanewrować kogoś w zaprzeczanie, które go coraz bardziej pogrąży. Wyobraźmy sobie dziecko, które usilnie powtarza: „Nie zjadłem czekoladek ze stołu”, żonę, która zapewnia „nie spotykam się z innym mężczyzną” czy wreszcie posła partii rządzącej, podkreślającego że „celem nie jest śledzenie, szpiegowanie dla jakichś niecnych celów”. Jaki będzie efekt takich zapewnień – właśnie efekt odbicia, odwrotny do zamierzonego. Wiedzą o tym dziennikarze stacji telewizyjnych, którzy oczekują od swoich przeciwników politycznych takiego naiwnego zaprzeczania – taki materiał, puszczony w telewizji przy odpowiednim wstępie redaktora prowadzącego, będzie pomagał nakręcać strach, umacniając przekaz manipulanta.
Wojna informacyjna – liczy się skuteczność
Poseł Cymański jest tylko jednym z wielu przykładów nieprzygotowania polityków prawicy do zmagania się z potężnymi mediami. Rozpalone głowy uczestników antyrządowych demonstracji, dziennikarze szczujący przeciw reformom nadają przekaz o zagrożeniu demokracji, a my sami, powtarzając w kółko, że „demokracja nie jest zagrożona, demokracja nie jest zagrożona” sprzyjamy tej dezinformacji. W wielkim szumie medialnym, setkach informacji przekazywanych w ciągu każdej godziny emisji programu w głowach pozostają nam pojedyncze, proste hasła, słowa-klucze. Jeśli strona rządowa, a także zwolennicy nowej władzy, nie będą potrafili sformułować kontrprzekazu, równie prostego i jednoznacznego, wpadną w kolejne wilcze doły ludzi mediów.
Inaczej to wyglądało podczas rozmowy Bogdana Rymanowskiego z Beatą Szydło. Choć widzom może się wydawać, że jest to rozmowa dwojga ludzi, to zgodnie z regułami gry medialnej, jest to pojedynek na odmienne przekazy. Rymanowski chciał pozostawić u widzów przekonanie, że rząd bije rekordy niepopularności, gdy premier twardo powtarzała, że dla niej liczy się zadowolenie Polaków, a nie zadowolenie opozycji. Beata Szydło komunikowała dodatkowo, że za protestami Komitetu Obrony Demokracji stoją zwyczajni politycy odsunięci od władzy i podawała obrazowe, konkretne przykłady. W godzinnej rozmowie Rymanowski wielokrotnie zastawiał sidła na polską premier, aby powtórzyła jego tezę z owym niewidzialnym „nie”, aby szefowa rządu zaczęła się tłumaczyć i powtarzała przekaz opozycji. W napięciu, minuta po minucie, czekałem na wpadkę Beaty Szydło – Rymanowski sprawnie podrzucał jej przekazy o Ryszardzie Petru i protestach – premier nie wpadła w ani jedną pułapkę. Szydło musiała przejść odpowiednie przygotowanie medialne – teraz powinna wysłać na nie całe szeregi posłów, np. Tadeusza Cymańskiego. W wojnie informacyjnej nie bierze się jeńców – każda wpadka medialna to punkty dla przeciwnika i kolejni szczerze wystraszeni widzowie.
W rozmowach codziennych
Psychologia szukała sposobu na „białego niedźwiedzia”. Biedny Dostojewski musiał całymi godzinami zmagać się z obsesją na punkcie polarnego zwierzaka, jednak dzisiaj umiemy się bronić przed manipulacjami. W wypadku sugestywnej tezy, takiej jak „inwigilacja obywateli” czy „zagrożenie demokracji” uporczywe zaprzeczanie tylko pogarsza sprawę. Uwagę słuchacza można z łatwością przekierować na prawdziwy i równie sugestywny przekaz: „bronimy się przed terroryzmem” (albo np. „podsłuchujemy przestępców”) czy „bronimy niezależności i apolityczności instytucji państwa” (jak w wypadku Trybunału Konstytucyjnego). Zbyt wiele pytań jest dziś sformułowanych przez antyrządowych propagandystów i na hasło spod znaku „bezwzględności nowej władzy” nie możemy dawać zwyczajnej odpowiedzi. Poczytny na prawicy pisarz francuski Vladimir Volkoff, takich powtarzaczy cudzej propagandy, często nieświadomych, w czyim imieniu mówią, nazwał „pudłami rezonansowymi”, które podają dalej fałszywy przekaz. Nie idźmy tą drogą. W XXI w. musimy dokształcać się w zakresie obrony przed manipulacją, a w pierwszej kolejności jest to powinnością polityków, którzy chcą bronić polskich interesów.