Litwa ma od wczoraj własny terminal do odbioru skroplonego gazu nazywający się Independence (Niepodległość). Uniezależnia ją to od Gazpromu. Natomiast oddanie do użytku polskiego gazoportu w Świnoujściu już zostało opóźnione o dwa lata (do 2015 r.), a kiedy faktycznie nastąpi, tego nikt nie wie.
W tym samym roku, kiedy Litwini podejmowali decyzję o budowie swojego terminalu (2010), Waldemar Pawlak podpisywał uzależniającą nas na wiele lat umowę gazową z Rosją. Kiedy więc w polskich kręgach rządowych panowała atmosfera otwarcia i przyjaźni z Putinem, a społeczeństwo straszono wojną z Rosją (w wypadku stanowczego postawienia sprawy smoleńskiej), Litwini skutecznie zabezpieczali się przed rosyjskim szantażem. Jak widać, taka polityka niczym im ze strony Rosji nie zagroziła – są już energetycznie niezależni. Czym więc było wieloletnie tolerowanie opóźnień na budowie naszego gazoportu? Czy tylko objawem braku kompetencji i złośliwym blokowaniem inwestycji wyłącznie dlatego, że została zaplanowana przez PiS? Czym było wmawianie Polakom, że w naszych stosunkach z Rosją w grę wchodzą tylko dwie opcje – polityka miłości albo wojna? Zdradą czy tylko niewyobrażalną głupotą?
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Andrzej Waśko