Odmowa Ewy Kopacz wprowadzenia do porządku obrad Sejmu informacji na temat finansowania Kongresu Liberalno-Demokratycznego przez niemiecką CDU nie dziwi. Jest to logiczna konsekwencja odebrania za rządów Platformy polskiemu parlamentowi pozycji zagwarantowanej mu przez konstytucję i standardy demokratyczne.
To oczywiste, że Sejm ma i prawo, i obowiązek tą sprawą się zająć. Jednak Donald Tusk, przy całkowitym posłuszeństwie polityków PO-PSL, zamienił parlament w maszynkę do głosowania. Ewa Kopacz, dobra przyjaciółka premiera, nie po to została marszałkiem Sejmu, by pozwolić na debatę, której konsekwencje mogłyby szefowi Rady Ministrów przynieść kłopoty. Także nie po to od wielu lat wtłacza się w głowy posłom koalicji, że mają li tylko posłusznie realizować pomysły kierownictwa, by któryś z nich nagle nie przypomniał sobie, że to Sejm może wzywać premiera na dywanik i oczekiwać wyjaśnień w sprawach kluczowych dla państwa. Demokracja pod rządami Platformy Obywatelskiej dawno już przybrała rys wschodni, a politycy PO przestali mówić o „demokratycznych standardach”, by nie przypominać tego kłopotliwego pojęcia.
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
Joanna Lichocka