Tusk zaszachowany przez Trynkiewicza
Mariusz Trynkiewcz nie został w 1989 r. skazany na karę śmierci.
Właśnie Trynkiewiczowi upłynęła czterokrotna kara śmierci, którą przeżył, a ulpianowskie przekonanie o absolutnej nadrzędności litery prawa, uchyliło przed nim więzienną bramę. Dura lex sed lex jako sezamie otwórz się. W świetle prawa jest wolnym człowiekiem.
Rząd obudził się zbyt późno i przerażony, od tygodni niezdarnie potykał się o legislacyjne kamienie milowe rzucone przez rzymskich poprzedników. Próbując je przepchnąć, stawał się karykaturą Syzyfa przygniatany przez stanowcze Ne bis in idem (nikt nie powinien być powtórnie sądzony za ten sam czyn) czy Lex retro non agit (prawo nie działa wstecz).
Ta groteskowa walka z nadinterpretacją litery prawa (materiały pornograficzne znalezione rzekomo w celi, które nagle wyparowały, bo nikt nie dał się na to nabrać) stała się gorącym kartoflem parzącym kolejnych ministrów wystawionych na pozycje zderzaków. Marek Biernacki czy Bartłomiej Sienkiewicz są już mocno poobijani.
Nieprzypadkowo od kilku dni nie widać między nimi Donalda Tuska, który z uśmiechem uspokoiłby rodaków zapewniając, że „czuwa, a wszystko jest pod kontrolą”. Schował się za plecami swoich ministrów bo wie, że jeśli Trynkiewicz nie trafi jednak do zamkniętego ośrodka tylko, a nie daj Boże skrzywdzi jeszcze jakiekolwiek dziecko "gniew ludu" na bezradność państwa skumuluje się w bezwzględnym linczu nie tylko na Bestii z Piotrkowa, ale też na rządzie, który go wypuścił. Zegar tyka, a premier został zaszachowany, bo każda decyzja w sprawie Bestii z Piotrkowa była zła.