Pan Andrzej Rzepliński, prezes Trybunału Konstytucyjnego, podczas zgromadzenia ogólnego sędziów TK ogłosił, że stabilność budżetowa „jest wartością konstytucyjną”, więc Trybunał powinien uwzględniać, jakie skutki niosą dla budżetu jego orzeczenia.
Bardzo się ta teza spodobała obecnemu na spotkaniu prezydentowi Komorowskiemu, a komentujący sprawę eksperci stwierdzili, że w gruncie rzeczy Rzepliński tylko powiedział na głos coś, co po cichu Trybunał robi już od dawna.
Wielokrotnie bowiem wydawał wyroki na bakier ze sprawiedliwością, byle nie narazić rządu na finansowe kłopoty.
Akurat w tym samym czasie starą, zasłużoną firmę Polskie Nagrania postawiono wyrokiem w stan upadłości, bo nie ma ona pieniędzy na zapłacenie 2 mln zł zaległych tantiem należnych, zdaniem sądu, spadkobiercom Anny German. Jak widać, w normalnej praktyce sądowej − bo podobnych spraw można by wskazać wiele − jest zupełnie odwrotnie. Sąd orzeka o prawie, o tym, co się komuś zgodnie z prawem należy. I już. A czy ten, od kogo się należy, jest w stanie swoje należności spłacić, to nie jest sprawa sądu.
Mówiąc krótko − jeżeli okradnie nas osoba fizyczna albo firma, a potem powie, że, niestety, już te pieniądze wydała i oddać nie może, możemy liczyć (przynajmniej na razie) na przyznanie nam racji i wyrok, który uda się wyegzekwować albo nie, ale który chociaż uczciwie nazwie sprawy po imieniu. Gdy natomiast okrada nas partia i rząd, nasze pieniądze rozdaje swoim kolesiom albo przepuszcza na kupowanie sobie głosów, a potem rozkłada ręce i mówi, że się rozeszło i budżetu nie stać na żadne odszkodowania, sędziowie pokroju pana Rzeplińskiego przyznają władzy rację. Jak w „Misiu” − cham się uprze i oddaj mu płaszcz! No skąd pan premier weźmie, jak nie ma?!
Zwracam uwagę na wykładnię Rzeplińskiego nawet nie dlatego, że jest kuriozalna, choć oczywiście jest. Zwracam uwagę, bo to kolejny przejaw zupełnie bezczelnej solidarności establishmentu ze „swoją” władzą. Furda prawo − nawet dla Trybunału − jeśli miałoby zaszkodzić Tuskowi, który jest gwarantem pozycji i przywilejów. Który rządzić „musi”, i sam w sobie jest, po prostu, „wartością konstytucyjną”.
Źródło: Gazeta Polska
Rafał A. Ziemkiewicz