Mimo smutnych dni trudno co chwilę nie parskać śmiechem słuchając tych opowieści. Sowieccy pionierzy bawili się latem na obozie na jeziorem w podpoznańskich Skokach, z rówieśnikami z organizacji Kwaśniewskiego czy Czarzastego. Pewnego dnia zorganizowali podchody, a na ich zwycięzców czekały zakopane w skrzynce słodycze. Ale trasę podchodów przeszli wcześniej potajemnie ich polscy rówieśnicy z sąsiedniego pola namiotowego. W efekcie tryumfatorzy podchodów Komsomołu zamiast słodyczy znaleźli tam… kupę.
„Nasze dzieciństwo i młodość za Ruska” – taki był temat rozmowy Piotra Lisiewicza z Wojtkiem Wardejnem, w końcówce PRL muzykiem punkowych zespołów, synem znanego aktora Zdzisława Wardejna. – Kiedy umawiałem się z dziewczyną, zdarzało mi się spóźnić trzy dni – wspominał lider zespołu Długi Dystans. Powodem był niecodzienny wygląd punkowców, wyróżniający się na tle peerelowskiej szarości, za który lubiła „zwijać” milicja.
Z kolei Lisiewicz opowiedział, jak 8 klasie usiłowano zapisać go wraz z kolegami do Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej. – Nauczyciel rosyjskiego, Rosjanin, przez całą lekcję tłumaczył, że będą wspaniałe wycieczki, możliwość poznania dziewczyn z innych krajów. Na końcu puścił po klasie kartkę, żeby chętni się zapisywali. Zadowolony zobaczył, że na liście jest siedem osób. Musimy się poznać! Z rosyjskim akcentem czytał kolejne nazwiska, ale jak się okazało, wpisani byli tam sami… nieobecni uczniowie. I jeszcze mój kolega z klatki Tomek, najniższy w klasie, który aż zawył z przerażenia, że ktoś go dla jaj zapisał, bo ojciec by go chyba zabił. W efekcie Rosjanin wyszedł z klasy trzaskając drzwiami.
Mówiąc o tym, co pozostało w III RP ze skansenu po ruskich, rozmówcy wskazali na sądy. W utworze „Temida” Wojtek Wardejn staje w obronie ofiar sądów, a mentalność sprawców ich krzywdy opisuje następująco: „Swój los oddajesz zbrukanym twarzom. Swój los oddajesz w lepkości krąg. A kto ma rację, to czas pokaże. Kajdan ciężar powinien poznać sąd”.