Irena Jarocka pochodziła z ubogiej rodziny, ale mimo trudnej sytuacji - czy może dzięki niej - udało jej się zrobić wielką karierę.
Irena Jarocka nie miała łatwego dzieciństwa. Pochodziła z biednej rodziny, w której przez większość lat pracował tylko ojciec. Matka była ciężko chora. Irena jako najstarsza z rodzeństwa (miała trzech braci) im matkowała. Jaroccy byli religijną rodziną. Wiara w Boga była dla Ireny bardzo istotna przez całe życie. Bieda i trudne warunki bytowe nauczyły ją pokonywania przeciwności losu i radzenia sobie w różnych sytuacjach. Nauczyły też wytrwałości, pokory, pracowitości i skromności.
Irena od dziecka była nieśmiała, miała wiele kompleksów. W późniejszych latach zastanawiała się, jak to się stało, że pokonała swoje słabości i osiągnęła w życiu tak wiele.
Talent muzyczny Ireny odkryła matka. Marzyła, by córka została piosenkarką.
To ona inspirowała córkę i zachęcała do nauki śpiewu. Zapisała ją do chóru przy katedrze oliwskiej w Gdańsku. Zaprowadziła do profesor Haliny Mickiewiczówny – znanej na Wybrzeżu śpiewaczki – z prośbą, by przesłuchała Irenkę. I tak Irena Jarocka trafiła do Państwowej Średniej Szkoły Muzycznej. Potem, również za namową mamy, zdała do Studia Piosenki przy Polskim Radiu w Gdańsku. Wanda Jarocka, która sama pięknie śpiewała, marzyła o tym, żeby córka została piosenkarką. Irena była szczęśliwa, że mogła spełnić to marzenie. Uwielbiała matkę. Były najlepszymi przyjaciółkami.
Szybko złapała bakcyla sceny.
Scena fascynowała ją od dzieciństwa. Występowała w jasełkach w teatrze amatorskim przy katedrze w Gdańsku-Oliwie. Myślała nawet o aktorstwie, co po części spełniło się w jej dorosłym życiu, gdy zagrała w filmie „Motylem jestem, czyli romans 40-latka”, a później w teatrze w Waszyngtonie w sztuce Mrożka „Piękny widok”. Katolickie Koło Dramatyczne przy katedrze oliwskiej, potem gdańskie Studio Piosenki i występy w Zespole Estradowym Marynarki Wojennej Flotylla były pierwszymi doświadczeniami scenicznymi Ireny Jarockiej.
Artystka podkreślała, że karierę zagraniczną może osiągnąć "zaledwie garstka gwiazd" i potrzebne jest "nie tylko szczęście do kompozytorów". Co zdecydowało o tym, że to właśnie Jarockiej udała się ta trudna sztuka?
Tu nie ma reguł. Zapewne dużą rolę odegrały znajomość rynku muzycznego producentów płyt, upodobania zagranicznych menedżerów oraz repertuar Ireny Jarockiej. Myślę, że istotny był też urok osobisty piosenkarki, jej wdzięk i uroda. Poza tym była zdolna i pracowita. I jeszcze jedna ważna rzecz, która w tamtych czasach było rzadkością. Irena znała języki obce: francuski, rosyjski, niemiecki, a potem także angielski.
Apogeum jej kariery przypada na lata 70. i 80. Czy czuła się „pupilką władzy ludowej”?
Zagrała główną rolę obok Andrzeja Kopiczyńskiego we wspomnianym filmie Jerzego Gruzy „Motylem jestem, czyli romans 40-latka”. Gdy spytałam reżysera, dlaczego wybrał właśnie Irenę Jarocką, odpowiedział mi, że zaproponował rolę najpopularniejszej wówczas w Polsce piosenkarce. To była nie tylko przygoda i udany debiut, ale także ważne doświadczenie zawodowe. Praca na planie i wszystkie wskazówki reżysera, choreografa oraz aktorów, wzbogaciły warsztat Ireny Jarockiej. Od tamtej pory zaczęła poszerzać repertuar o utwory trudniejsze, wymagające głębszej interpretacji, jak np. utwór Brela „Ne me quitte pas” („Nie opuszczaj mnie”). Po udanej roli u Gruzy otrzymała propozycję zagrania polskiej dziennikarki w kryminalnym filmie radzieckim. Niestety terminy zdjęć pokrywały się z jej wcześniejszymi zobowiązaniami. Była piosenkarką i to było ważniejsze niż praca w następnym filmie. Trochę żałowała, że straciła kolejne doświadczenie, ale, jak to ona, stwierdziła, że pewnie tak miało być.
Jarocka w 1990 r. wyjechała do Stanów Zjednoczonych w związku z karierą męża Michała Sobolewskiego. To musiała być dla niej trudna decyzja.
Irena Jarocka miała w życiu dwa priorytety: rodzinę i śpiew. Miała to szczęście, że udało jej się te sprawy łączyć. Szczęśliwe życie prywatne bardzo wpływało na jej pracę. Czuła się spełniona i jako kobieta, i jako artystka. Powtarzała, że wyjazd do Stanów Zjednoczonych za mężem nie był z jej strony poświęceniem. Uważała go za naturalną kolej rzeczy. W Polsce Jarocka robiła karierę, a mąż zajmował się domem i wychowaniem ich córeczki. Kiedy otrzymał świetną pracę w Ameryce, role się odwróciły. On zaczął robić karierę naukową. Irena mówiła, że skoro wybrała rodzinę i chce, aby ona się nie rozpadła, musi zostać w Stanach Zjednoczonych i dostosować się do tamtejszego życia. Nie było to proste i nie przyszło od razu. Dużo na ten temat można przeczytać w książce.
Piosenkarka podkreślała, że jest pogodzona z przemijaniem i upływem czasu. Gdy zachorowała na glejaka, zaakceptowała chorobę. Jak wyglądały ostatnie miesiące jej życia?
Nie ukrywała swego wieku. Nie wstydziła się zmarszczek, wciąż czuła się młodo i miała mnóstwo planów. Mówiła, że żyje tak, jakby życie miało trwać wiecznie. Choroba wykryta w sierpniu 2011 r. zabrała ją pięć miesięcy później, 21 stycznia 2012 r. Operację przeprowadzono w dniu jej 65. urodzin. Irena nie walczyła. Nie chciała nawet operacji. Zgodziła się na nią na prośbę męża. Zaakceptowała swój stan. Pogodziła się z tym, że co ma być, to będzie.
W tym roku mija dokładnie dziesięć lat od śmierci artystki. Czy młode pokolenie zna jej twórczość?
Piosenki Ireny Jarockiej przetrwały próbę czasu. Nadal są chętnie słuchane i śpiewane zarówno przez starszych, jak i młodszych. Młode pokolenie nawet zna niektóre teksty. Od kilku lat w Wapnie organizowana jest Ireniada – Regionalny Festiwal Piosenki Polskiej im. Ireny Jarockiej. Od 2021 r. w Gdańsku odbywa się Festiwal Ireny Jarockiej. Młodzi wykonawcy śpiewają piosenki artystki. Często są to wykonania różniące się od pierwowzoru, nieraz bardzo współczesne. Słyszałam o młodych dziewczętach, które poznały i polubiły Jarocką po przeczytaniu książki o niej. A książek ukazało się kilka. Przez cały czas wydawane są także płyty artystki. Irena Jarocka ma park swego imienia w Warszawie na Białołęce i skwer w Gdańsku-Oliwie – dwóch miastach, które najbardziej kochała. Są pomniki piosenkarki w Gdańsku, Bydgoszczy i Międzyzdrojach. O to, by pamięć o artystce wciąż żyła, dba Fundacja Ireny Jarockiej, której prezesem jest mąż piosenkarki, Michał Sobolewski.