Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Reklama
Lifestyle

Niewydolność serca – bijemy na alarm, bo liczy się czas

16 osób - tylu Polaków umiera co godzinę z powodu niewydolności serca. Ich jakość życia w związku z chorobą spada dramatycznie. Część z nich nie jest w stanie egzystować bez wsparcia najbliższych. Połowa z nich nie przeżyje pięciu lat od rozpoznania choroby. Osoby z niewydolnością serca są ciągle niewidoczne dla systemu, ponieważ schorzenie to w percepcji społecznej nie przebiega tak katastrofalnie jak np. choroba nowotworowa.

ms

Niewydolność to końcowy etap przewlekłych chorób serca. Polega na tym, że serce nie jest w stanie dostarczyć organizmowi takiej ilości tlenu, jakiej on potrzebuje.

Reklama

W krajach rozwiniętych, czyli również i w Polsce, najczęstszą przyczyną niewydolności serca jest choroba wieńcowa, czyli to, co popularnie nazywamy zawałem serca, stanem przedzawałowym. Drugą przyczyną, która prowadzi w odległej perspektywie do rozwoju niewydolności serca, jest nadciśnienie tętnicze. Ale też wady zastawkowe, zapalenie mięśnia sercowego, serce ulega czasami powiększeniu z nieznanych przyczyn.

- wyjaśnia prof. Piotr Ponikowski, kierownik Centrum Chorób Serca Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego we Wrocławiu oraz Kliniki Chorób Serca Uniwersytetu Medycznego we Wrocławiu.

Niewydolność serca wiąże się z bardzo złą jakością życia.

Pacjent w pewnym momencie zaczyna coraz gorzej tolerować wysiłek, codzienną aktywność fizyczną. Często osoby w średnim wieku mówią: Kiedyś mogłem wejść po schodach, normalnie żyć, a teraz umiarkowany wysiłek powoduje uczucie duszności, osłabienia.

- mówi prof. Ponikowski. 

Niestety, jak podkreśla ekspert, na jakość życia pacjentów z niewydolnością serca wpływają też negatywnie zaostrzenia choroby, będące przyczyną częstych hospitalizacji. Polskie dane pochodzące z Narodowego Funduszu Zdrowia za rok 2019 dowodzą, że na 100 chorych ok. 15 jest hospitalizowanych. Daje to rocznie ok. 280 tys. zajętych łóżek. A to generuje ogromne koszty. Najnowsze dane NFZ pokazują, że wartość refundacji świadczeń z powodu niewydolności serca w 2019 r. wyniosła 1 676 mln zł i była o 867 mln zł wyższa niż w 2014 r. (wzrost o 107%). Na wartość refundacji składały się głównie koszty leczenia szpitalnego (w 2019 r. wyniosły 1 588 mln zł, co stanowiło 95% łącznej wartości refundacji świadczeń w niewydolności serca).

Ale to nie wszystko. W Polsce z powodu niewydolności serca co godzinę umiera 16 osób. Środowisko pacjentów i lekarzy od lat zabiega o zmiany systemowe w leczeniu, które obecnie znacząco odbiega od standardów europejskich. W 2019 r. miał ruszyć pilotaż programu opieki koordynowanej w niewydolności serca (tzw. KONS-y, od Opieki Nad Osobami z Niewydolnością Serca), ale wdrażanie tego rozwiązania zostało wstrzymane.

Jak przyznał w jednym z ostatnich wywiadów minister zdrowia, kardiolog prof. Łukasz Szumowski niewydolność serca

jest plagą i tutaj trzeba będzie coś na pewno zrobić, ale to idzie opornie i jest skomplikowane. 

Sytuację chorych mogłoby poprawić nie tylko uruchomienie programu pilotażowego KONS-ów, ale i wdrożenie nowych terapii.

Wśród leków stosowanych od kilku lat przybywa takich, które zmniejszają ryzyko postępu schorzenia, rehospitalizacji chorego. Ostatnią grupą leków, jaka weszła do kardiologii, chociaż wcześniej była stosowana u chorych na cukrzycę, są flozyny.

- mówi prof. Ponikowski.

ms

Reklama