Według prognoz światowa turystyka powróci do poziomu sprzed pandemii w 2023 r. - na te opinie zwrócili uwagę w rozmowie z z Polską Agencją Prasową we Florencji przedstawiciele branży. Czy naprawdę tego chcemy, czy chcemy wrócić do zatłoczonych do granic możliwości miast i muzeów? - pytali.
Organizatorzy turystyki, lokalne władze i reprezentanci sektora usług skierowanych do turystów w historycznych włoskich miastach znaleźli się w drugim roku pandemii w punkcie wyjścia. Z jednej strony w nadzwyczaj trudnym momencie przygotowali w warunkach reżimu sanitarnego tegoroczny sezon wakacyjny, czekając także na zagranicznych turystów. Z drugiej strony jest to moment na refleksję nad tym, jak powinna wyglądać turystyka po obecnym kryzysie i jak ją przemodelować.
Dominuje przekonanie, że nie ma powrotu do tego, co było przed rokiem 2020. Najlepszym potwierdzeniem tego jest sytuacja, jaka miała miejsce w historycznych miastach we Włoszech, a w nich - w najbardziej obleganych muzeach.
Przez lata dyskutowano, jak rozwiązać problem tłumów we Florencji, jak ograniczyć liczbę zwiedzających Galerię Uffizi, także w trosce o bezcenne dzieła sztuki, jak sprawić, by historyczne miasta - perły architektury i sztuki nie były prawie "podbijane" przez napływające fale turystów.
- Ostatnie sezony turystyczne przed pandemią pokazały nam wszystkim, że dłużej tak się nie da
przyznała Francesca, przewodniczka z Florencji. Dodała następnie: "Oprowadzałam gości w skrajnie trudnych warunkach, w niebywałym tłoku i na granicy wytrzymałości".
Podkreśliła: "Bardziej majętni i wymagający turyści zagraniczni rezerwowali prywatne zwiedzanie z przewodnikiem. Co z tego jednak, skoro potem, gdy docieraliśmy na Ponte Vecchio, moi klienci oczekujący bardziej komfortowych warunków spaceru, tłoczyli się razem z grupami wycieczkowymi, liczącymi po kilkadziesiąt osób".
- Miłośnikom sztuki z USA czy Wielkiej Brytanii nie mogłam zagwarantować zwiedzania Galerii Uffizi w ciszy, spokoju i komforcie, na jakie zasługuje to miejsce, bo często zdarzało się, że przesuwaliśmy się gęsiego w tłumie i trudno było znaleźć moment, by naprawdę móc kontemplować arcydzieła sztuki
- zaznaczyła rozmówczyni. Jak przyznała, dochodziło do sytuacji, w których jej podopieczni byli rozżaleni tym, że nie mogli, tak jak marzyli, podziwiać "Narodzin Wenus" Botticellego w skupieniu.
Jej zdaniem nie ma powrotu do masowej turystyki w swej skrajnej formie, która stała się powszechnym zjawiskiem we włoskich miastach.
- Nie chodzi o to, aby turystyka stała się elitarna, ale o to, by nie zamieniała się dla obu stron w męczarnię
- zauważyła florencka przewodniczka.
W obecnym momencie, w jej ocenie, sytuacja jest bliższa temu, jak powinna wyglądać, jeśli chodzi o liczby i wielkość napływu zwiedzających.
Kolejki do katedry w stolicy Toskanii nie są tak długie jak wcześniej, a wymagania dystansu sprawiły, że zwiedzanie zabytków przebiega niemal w komfortowych warunkach. Korzystają z tego także Włosi, którzy przez lata właśnie z powodu wakacyjnego oblężenia unikali podróży do tzw. miast sztuki.
Federica, przewodniczka i historyk sztuki z Florencji zwróciła uwagę na inne analizowane w skali globalnej zjawisko, będące konsekwencją pandemii: jednocześnie w fazie ostrego kryzysu z powodu koronawirusa zniknęły popyt i podaż. Turyści przestali przyjeżdżać z powodu blokady ruchu, ale jednocześnie organizatorzy turystyki stracili swoich partnerów biznesowych, bo zaczęli bankrutować. Teraz, jak dodała, trzeba odbudować na nowo sieć kontaktów, współpracowników, kierowców.
- Zaczynamy często od zera, potrzebna jest refleksja i mądre decyzje po to, aby nie wrócił turystyczny obłęd, jaki miał miejsce jeszcze niedawno
- podsumowała.