„Mam takie poczucie, że może nie mówiliśmy o filmach, które zmienią historię światowego kina, ale dostrzeżone i nagrodzone filmy w ogromnej większości były po prostu dobre lub bardzo dobre, a to nie jest regułą”
– ocenił Maciejewski.
Przypomniał, że wybór „Oppenheimera” na zwycięzcę kategorii najlepszy film był przewidywalny. „Zaskoczeń nie było, bo to jest film, o którym mówiło się już przed premierą, w trakcie premiery, po premierze - najpierw, że jest kandydatem, a potem, że faworytem w walce o Oscary. I to się ziściło” – podkreślił krytyk.
„W tym przypadku zgodziły się wszystkie parametry - film był sukcesem kasowym, podobał się krytykom, podobał się widzom, a zarazem był filmem bardzo istotnym na te czasy”
– wyjaśnił. „O tym opowiadał Cillian Murphy odbierając swoją statuetkę - że portretując twórcę bomby atomowej wskazuje na niebezpieczeństwo tych czasów” – przypomniał Maciejewski.
Wyraził zadowolenie z sukcesu „Strefy interesów”. „Nagroda w bardzo dla nas ważnej kategorii filmu międzynarodowego ma podwójne znaczenie, jest to nagrodzony film z najwyższej półki, film bardzo ambitny, opowiadający wyjątkowo ważny temat i - co niezmiernie ważne - z tak mocnym i ważnym udziałem Polaków” - mówił Łukasz Maciejewski. „Dawno nie miałem poczucia, że kino się rozwija, że język filmowy się rozwija” – dodał.
W tym roku w kategorii najlepszy film międzynarodowy konkurencja była wyjątkowo silna. I do końca właściwie nie było to wcale tak oczywiste jak w przypadku "Oppenheimera"
– ocenił krytyk.
Docenił także Emmę Stone, nagrodzoną statuetką dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej.
„Emma Stone zagrała rolę życia - jak dotąd. To, że ona zyskała tego Oscara ma mój autentyczny entuzjazm”
– powiedział Łukasz Maciejewski. Dodał, że gdyby tego Oscara otrzymała Lily Gladstone - nominowana za rolę w filmie „Czas krwawego księżyca” - również by się cieszył.