Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Kultura i Historia

Nie byłoby Polski bez Kościoła. Rola duchowieństwa w drodze do niepodległości

Gdy w 1795 roku Polska, po trzecim rozbiorze, zniknęła z map Europy, wydawało się, że naród stracił wszystko. Zniszczono państwowość, armię, administrację i polskie szkolnictwo. W tej dziejowej katastrofie ocalała jednak jedna instytucja, która przez kolejne 123 lata niewoli stała się prawdziwym bastionem polskości – Kościół katolicki. W sytuacji systematycznej likwidacji wszelkich polskich instytucji przez zaborców, to właśnie Kościół pozostał jedyną strukturą organizacyjną, która przekraczała granice zaborcze, jednocząc Polaków w wierze, kulturze i nadziei na odrodzenie Ojczyzny.

Zaborcy – prawosławna Rosja i protestanckie Prusy – doskonale rozumieli, że zniszczenie katolicyzmu jest kluczem do pełnego podporządkowania i wynarodowienia Polaków. Dlatego też Kościół stał się celem brutalnych represji. W zaborze rosyjskim, zwłaszcza po upadku powstania styczniowego, władze carskie masowo kasowały zakony, którym odbierano majątki stanowiące podstawę ich bytu. Biskupów, którzy sprzeciwiali się polityce cara, zsyłano w głąb Rosji, tak jak arcybiskupa warszawskiego Zygmunta Szczęsnego Felińskiego. Wprowadzano język rosyjski do dokumentów kościelnych i próbowano przejąć kontrolę nad seminariami duchownymi. Podobne działania, pod hasłem Kulturkampfu, prowadziły władze pruskie, które walczyły z używaniem języka polskiego w nauczaniu religii i dążyły do zamknięcia polskich seminariów.

Mimo prześladowań, duchowieństwo nie ugięło się. To właśnie w kościołach i na plebaniach Polacy mogli znaleźć schronienie dla swojej tożsamości.

Ambona stała się miejscem, z którego płynęły nie tylko słowa otuchy, ale także przypomnienie o chwalebnej historii narodu i obowiązku wierności Ojczyźnie. W czasach, gdy publiczne używanie języka polskiego było tępione, to właśnie w świątyniach brzmiał on z pełną mocą podczas kazań, nabożeństw i śpiewu patriotycznych pieśni religijnych. Parafie stały się centrami życia społecznego, w których podtrzymywano narodowe tradycje i organizowano uroczystości patriotyczne.

Księża byli nie tylko pasterzami dusz, ale również nauczycielami i liderami lokalnych społeczności. W wielu parafiach to duchowni kładli nacisk na nauczanie młodzieży w języku ojczystym, pomagając utrzymać polską kulturę przez pokolenia. Często z narażeniem życia ukrywali emisariuszy politycznych, kolportowali zakazane wydawnictwa i organizowali tajne spotkania opozycyjne. Sieć parafialna umożliwiała wypożyczanie polskich książek i lekturę polskiej prasy, tworząc przestrzeń wolności w zniewolonym kraju. W ten sposób Kościół, będąc instytucją duchową, wziął na siebie ogromny ciężar misji narodowej, stając się fundamentem, na którym Polacy mogli oprzeć nadzieję na odzyskanie niepodległości.

Sutanna i mundur

Rola Kościoła w okresie zaborów nie ograniczała się jedynie do podtrzymywania ducha narodowego i zachowania tożsamości. Duchowieństwo wzięło na siebie również ciężar czynnej walki z zaborcą, nierzadko zamieniając sutannę na mundur, a ambonę na powstańczą barykadę. Księża byli obecni w każdym zrywie niepodległościowym, służąc jako kapelani, ale także jako przywódcy, ideolodzy i żołnierze. Ich zaangażowanie i ofiara stanowią jedną z najpiękniejszych kart w historii polskiego patriotyzmu.

Apogeum tego zaangażowania przypadło na okres powstania styczniowego. Szacuje się, że w zrywie wzięło czynny udział nawet kilka tysięcy kapłanów. To właśnie księża często odczytywali w kościołach manifest Rządu Narodowego, powołując parafian do walki i sami stając na czele oddziałów. Pełnili kluczowe funkcje w tajnej administracji państwa podziemnego, a ich autorytet moralny był gwarantem jedności i determinacji powstańców.

Symbolem niezłomnej postawy duchowieństwa w tym okresie stała się postać księdza generała Stanisława Brzóski. Pełniąc funkcję naczelnika wojskowego powiatu łukowskiego, dowodził jednym z najdłużej walczących oddziałów partyzanckich. Zdradzony i schwytany przez Rosjan, został skazany na śmierć. Jego publiczna egzekucja w Sokołowie Podlaskim, w maju 1865 roku, stała się manifestacją polskiego oporu. Ginął w sutannie, z krzyżem w ręku, a jego ostatnie słowa były modlitwą za Ojczyznę. Postawa ks. Brzóski nie była wyjątkiem. Za udział w powstaniu władze carskie skazały na śmierć około 30 kapłanów, a kilkuset zesłały na Sybir, gdzie wielu z nich zmarło z wycieńczenia, stając się cichymi ofiarami walki o wolność.

Jednak walka o niepodległość toczyła się nie tylko na polach bitew. W zaborze pruskim, gdzie brutalnej sile przeciwstawiano strategię pracy organicznej, duchowieństwo również stanęło na czele narodu. Księża byli tam pionierami w tworzeniu polskich spółdzielni, banków ludowych, kółek rolniczych i towarzystw czytelniczych. Ich celem była budowa materialnej i intelektualnej potęgi polskiego społeczeństwa, zdolnej oprzeć się germanizacji. Postacią legendarną stał się tu ksiądz Piotr Wawrzyniak, nazywany "królem czynu polskiego". Jako patron Związku Spółek Zarobkowych i Gospodarczych, zjednoczył rozproszone polskie inicjatywy, tworząc potężną siłę ekonomiczną. Uczył chłopów i rzemieślników oszczędności, przedsiębiorczości i solidarności, udowadniając, że patriotyzm może wyrażać się także w codziennej, mrówczej pracy na rzecz wspólnoty.

W ten sposób duchowni, w zależności od warunków panujących w danym zaborze, przyjmowali różne strategie walki o polskość. Łączyło ich jednak jedno: głębokie przekonanie, że służba Bogu jest nierozerwalnie związana ze służbą Ojczyźnie. To właśnie ich poświęcenie – zarówno to przypieczętowane krwią na polach bitew, jak i to wyrażone w codziennym trudzie budowy fundamentów ekonomicznych i społecznych – przygotowało grunt pod ostateczne odrodzenie państwa polskiego.

Fundament i spoiwo

Gdy I wojna światowa przyniosła upadek wszystkich trzech mocarstw zaborczych, długo wyczekiwana godzina wolności wreszcie nadeszła. W tym kluczowym momencie dziejów Kościół katolicki nie tylko towarzyszył narodowi, ale aktywnie współtworzył zręby odradzającej się państwowości. Jego autorytet moralny i rozbudowane struktury stały się fundamentem, na którym można było budować nowe państwo w czasach chaosu i niepewności.

Jedną z najbardziej wyrazistych ról odegrał arcybiskup warszawski Aleksander Kakowski. W 1917 roku, jeszcze w czasie wojny, wszedł w skład Rady Regencyjnej – tymczasowej polskiej władzy państwowej. To właśnie Rada, której arcybiskup był czołową postacią, 14 listopada 1918 roku przekazała pełnię władzy wojskowej i cywilnej Józefowi Piłsudskiemu, co było symbolicznym aktem narodzin niepodległego państwa. Obecność najwyższego rangą hierarchy w tym gremium legitymizowała nową władzę w oczach narodu, dla którego głos Kościoła od ponad stu lat był synonimem głosu Polski.

Biskupi, poprzez liczne listy pasterskie, wzywali wiernych do jedności, pracy na rzecz odbudowy kraju i posłuszeństwa wobec nowych, polskich władz.

W listopadzie 1918 roku w całym kraju biły dzwony kościelne, ogłaszając zmartwychwstanie Ojczyzny.

Odzyskanie niepodległości nie oznaczało jednak końca walki. Zaledwie dwa lata później młode państwo stanęło w obliczu śmiertelnego zagrożenia – najazdu bolszewickiego w 1920 roku. Była to nie tylko walka o granice, ale starcie cywilizacji: chrześcijańskiej Polski z ateistycznym komunizmem, który niósł ze sobą terror i zniszczenie. W tym dramatycznym momencie Episkopat Polski ponownie stanął na wysokości zadania. Biskupi w odezwie "Do ludu polskiego" wzywali naród do obrony, a w liście do papieża Benedykta XV błagali o modlitwę i wsparcie dla Polski, przedstawiając ją jako "przedmurze chrześcijaństwa".

Mobilizacja duchowa, jaka wówczas ogarnęła kraj, była zjawiskiem bez precedensu. W kościołach trwały nieustanne modlitwy o ocalenie Ojczyzny, a z ambon płynęły płomienne kazania zagrzewające do walki. Duchowni masowo zgłaszali się jako kapelani do wojska, by służyć żołnierzom na froncie.

Symbolem tej postawy stał się ksiądz Ignacy Skorupka, który z krzyżem w ręku poprowadził do ataku na pozycje bolszewików pod Ossowem i zginął, stając się jednym z najświętszych bohaterów Bitwy Warszawskiej. Zwycięstwo, nazwane przez naród "Cudem nad Wisłą", było postrzegane nie tylko jako triumf militarny, ale także jako owoc interwencji Bożej, wyproszonej przez modlitwy całego narodu zjednoczonego wokół Kościoła.

Patrząc z perspektywy czasu na długą i bolesną drogę do niepodległości, trudno nie zgodzić się ze stwierdzeniem, że bez Kościoła nie byłoby Polski.

Był on niczym Arka Przymierza, która przez mroczne lata niewoli przeniosła najcenniejsze wartości narodu: wiarę, język, kulturę i nadzieję. Był nauczycielem patriotyzmu, inspiratorem powstań, kuźnią liderów społecznych i wreszcie, aktywnym uczestnikiem odbudowy państwa. To dziedzictwo, przypieczętowane krwią i modlitwą niezliczonych pokoleń duchownych i świeckich, pozostaje fundamentem polskiej tożsamości, o który należy dbać również dzisiaj.


Partnerem artykułu jest Fundacja Niezależne Media
 

Źródło: niezalezna.pl