Celem Królewskiego Flisu jest przypomnienie flisackiej tradycji i roli, jaką przez wieki odgrywała Wisła, po której spławiano sól, węgiel i inne towary. Ubiegłoroczną edycję wydarzenia z powodu pandemii odwołano. W tym roku po raz pierwszy ma ono formę sztafety, a na sześciu odcinkach rzeki banderę będą przejmowały załogi kolejnych łodzi.
"To unikalna inicjatywa, żeby przywrócić wolny flis na Wiśle, czyli odbudować drewniane jednostki wykonywane tradycyjnymi metodami i nimi popłynąć"
- mówił szyper pierwszego odcinka Królewskiego Flisu Bartłomiej Bryl, który pod Wieżą Ratuszową przekazał banderę Zygmuntowi Ponikiewiczowi z Niepołomic – to on poprowadzi rzeczną wyprawę z Krakowa do Sandomierza. "Ten, kto czuje rzekę, czuje przestrzeń, kocha przyrodę, swobodę, lubi nawiązywać kontakty - doceni spływ" – podkreślił Ponikiewicz.
Uczestnicy flisu płyną po Wiśle drewnianym galarem. Na trasie w różnych momentach dołączają kolejne jednostki, a flisacy biorą udział w wydarzeniach organizowanych na brzegu w miejscowościach, które mijają. Do Gdańska powinni dotrzeć za około trzy tygodnie. Jak podkreślają datę końca podróży trudno precyzyjnie wyznaczyć - zależy ona od tego, co wydarzy się po drodze, a Wisła jest rzeką wymagającą m.in. ze względu na płycizny, "kieszenie", w które można być wepchniętym przez nurt oraz stopnie wodne i mosty. Do pokonania flisacy mają ponad 940 km.
Banderę flisu zdobi podobizna Kazimierza Wielkiego, który w XIV wieku wydał przywilej umożliwiający krakowskim włóczkom (flisakom) spławianie towarów Wisłą.
Dyrektor Muzeum Krakowa Michał Niezabitowski podkreślił, że oprócz zabytków dla historii miasta ważne jest także dziedzictwo niematerialne: tradycje, obrzędy, ludzie, którzy chcą robić coś ważnego. "Flisaków wiele lat temu łączyły sprawy ważne dla naszego państwa i miasta. Dzisiaj łączy ich przekonanie, że warto kontynuować tradycję" – mówił Niezabitowski. Dodał, że Kraków "jest utkany" z tego, co stanowi o jego pamięci zbiorowej, z rzeczy takich jak szopkarstwo, orszak Lajkonika, Bractwo Kurkowe.
Pełnomocnik prezydenta Krakowa ds. kultury Robert Piaskowski dodał, że Wisła także jest takim spoiwem. "Wisła łączy" – mówił. "Przypominamy tym dzisiejszym wydarzeniem, że Kraków był naturalnym centrum żeglugi wiślanej" – dodał.
Figurkę Lajkonika przekazano flisakom przy dźwiękach dzwonu "Bolesław", który jest zawieszony na Wieży Ratuszowej i bije w momentach ważnych dla miasta. Dar od muzealników krakowskich zostanie przekazany dyrektorowi Muzeum Gdańska.
10 czerwca krakowski Lajkonik nie będzie "harcował" po ulicach Krakowa, ale także popłynie Wisłą na odcinku od klasztoru Norbertanek do Wawelu, a przybijając do brzegów będzie uderzał chętnych w ramię buławą na szczęście.
Głównym organizatorem flisu jest Stowarzyszenie Instytut Multimedialny.
Legenda głosi, że zwierzynieccy włóczkowie (czyli flisacy) obronili Kraków przed Tatarami podczas najazdu w 1287 r. Tatarzy zaszyli się w nadwiślańskich zaroślach niedaleko wsi Zwierzyniec, a następnego dnia planowali złupić Kraków. Gdy jednak zasnęli, włóczkowie, którzy mieli osadę nieopodal piaszczystego brzegu Wisły, zaatakowali ich uzbrojeni w ciężkie wiosła. Na pamiątkę tego wydarzenia organizowany jest co roku w Krakowie pochód Lajkonika.