Awantura zaczęła się, gdy Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego zdecydowało o zablokowaniu dotacji na festiwal Dialog we Wrocławiu. Wydarzeniem towarzyszącym miała być niesławnej pamięci „Klątwa”. Minister Gliński zdecydował, że pół miliona nie trafi na konto organizatorów Dialogu.
Wywołało to dziki zgiełk i skowyt lewactwa „od kultury”. Internet zalała fala hejtu. Można zadać pytanie: po co wrocławskiemu festiwalowi „Klątwa”? Odpowiedź jest prosta: bo skandal ciągnący się za jego chorwackim „tfurcą” jest najlepszą reklamą. Nikt nie zakazał wystawiać „Klątwy”, jeśli tylko spektakl będzie finansowany z prywatnych pieniędzy organizatorów. Niech „bawią się, ale wyłącznie” za swoje, nawet jeśli są to zabawy mroczne, odrażające czy obrazoburcze. Ich wolność, ich prawo, ich wybór.
Gliński podkreślał wielokrotnie: nie dam nawet grosza z publicznej kasy na „Klątwę” czy inne tego typu „dzieła". Tymczasem organizatorzy nachalnie promują chorwackiego „tfurcę” na siłę, wprost do wartościowego skądinąd wydarzenia. Wyłącznie po to, żeby rozpocząć medialną zadymę. Nawet jeśli odbywa się to kosztem innych spektakli.
Próbują wpuszczać, jeśli nie głównym wejściem, to choćby bocznymi drzwiami, jak podczas festiwalu Malta w Poznaniu. Wbrew nazwie „Dialog” spektakl prowokuje konflikt, dzieli społeczeństwo na konserwatywny „ciemnogród” i tych fajnych, „nowoczesnych i postępowych”, z zimnym cynizmem profanuje wartości respektowane od wieków. Obrońcy „Klątwy” brną w kolejne kłamstwa. Kolportują bowiem fałszywą informację, że ministerstwo przyznało im owe pół miliona, a następnie bezprawnie odebrało obiecaną kwotę. Tymczasem we wniosku o dotację nie był jakiejkolwiek wzmianki o zamiarze wystawienia „Klątwy”. Gliński dotacji nie podpisał, bo „spektakl” w znaczący sposób zmieniał wymowę festiwalu „Dialog”. Bo przecież lewaccy piewcy chorwackiego prowokatora z pełną premedytacją wciskają go w przestrzeń publiczną, używając zabawnego określenia „wydarzenie towarzyszące”. Maskuje ono ich destrukcyjny, iście szatański plan pogłębienia istniejącego już konfliktu władza vs. artyści, zantagonizowania i tak już podzielonego politycznie polskiego społeczeństwa.
O tym, że Chorwat uznany zresztą w swojej ojczyźnie za persona non grata, jest specjalistą od przerabiania klasyki teatru w ściek i szambo wiadomo nie od dziś. Jednak nienawistnicy atakują Glińskiego, który nie zamierza finansować podobnych działań. Pozostaje mieć nadzieję, że profesor nie ugnie się pod presją obłąkańczego chóru wszelkiej maści prowokatorów i dewiantów. Twierdzą oni, że jest to „ważne dzieło”. Jeśli tak, niech broni się swoimi rzekomymi „walorami” artystycznymi bez wsparcia ze strony ministerstwa kultury. Jeśli są oni tak liberalni, to powinni zrozumieć także liberalne skądinąd prawo rynku.