- mówi Piotr Iwicki, szef Agencji Muzycznej Polskiego Radia w rozmowie z Niezalezna.pl.Patrzę na sytuację z festiwalem opolskim jak na czarny sen, w którym co prawda głównym bohaterem jest piosenka, ale w wiodących rolach zamiast artystów brylują politycy i komentatorzy z mediów. Tu już działa zasada domina. Ktoś postawił klocek Dr Misio, zapominając, że mediom publicznym wolno trochę mniej niż komercyjnym, że trzeba ważyć słowo, gest. Ten klocek poruszył obrońców piosenki „Pismo”, którzy w kwestionowaniu jej festiwalowości zwęszyli łatwy łup, który można skonsumować pod szyldem „atak na wolność artystycznej wypowiedzi”
- alarmuje nasz rozmówca.Tyle, że po drugiej stronie medalu są internetowe wpisy jednego z menadżerów gwiazdy Opola, który publikuje wizerunki Jarosława Kaczyńskiego jako Adolfa Hitlera (chodzi o Łukasza Bartoszaka, menedżera Artura Kłusowskiego - przy. red.). Młodzi artyści idący ścieżką debiutów dostają e-maile i internetowe wpisy na profilach w mediach społecznościowych, odsądzające ich od czci i wiary za to, że nie bojkotują festiwalu. Nic dziwnego, ze czują się zagrożeni
Na fali kolejnych rezygnacji i aktów solidarności, które stopniowo odchudzają listę opolskich artystów, z inicjatywą wyszedł prezydent Opola, Arkadiusz Wiśniewski, który zaproponował, by to miasto przejęło organizację imprezy.W całej tej sytuacji trudno o dar rozeznania, ilu zainteresowanych, tyle wersji. Ile osób, tyle prawd, co komentator, to inny ogląd sytuacji. Nic dziwnego, że rodzą się teorie spiskowe. Jedno jest natomiast pewne, że największym wygranym będzie sopocki festiwal, robiony dwa tygodnie wcześniej przez konkurencyjną komercyjną stację. Tam nie ma szumu medialnego, już został skazany na sukces.
Opolski festiwal dla TVP zaczyna przypominać ładunek wybuchowy z opóźnionym zapłonem. Można sobie wyobrazić każdy scenariusz, ale trzeba wykonać krok wstecz. Upolitycznienie imprezy osiągnęło zenit, nierzadko karmiąc się kłamstwem czy manipulacją. Może czas usiąść i rozmawiać, a nie przerzucać się oświadczeniami. Potrzeba dobrej woli, a nie uporu, mediacji, a nie usztywnienia, bo w przeciwnym razie święto polskiej piosenki pójdzie na dno jak Titanic. I co z tego, że orkiestra będzie grała do końca?