Obdarzony przez Boga wielką urodą i ciekawym głosem bardzo szybko stał się popularnym w całej Polsce aktorem. Od 1963 r. zagrał w kilkudziesięciu filmach. Już druga rola, Ramzesa XIII w filmie „Faraon”, sprawiła, że wzdychała do niego piękniejsza połowa naszego społeczeństwa. Potem były równie ciekawe kreacje. Najbardziej pamiętam Jerzego Zelnika w roli szlachetnego prawnika Franciszka Murka w serialu „Doktor Murek” na podstawie powieści Tadeusza Dołęgi-Mostowicza, jako Zygmunta Augusta w serialu „Królowa Bona” oraz jako partnera Anny Dymnej w „Epitafium dla Barbary Radziwiłłówny”. Jerzy Zelnik ma na swoim koncie również dziesiątki ról teatralnych, scenariusze i wyreżyserowane spektakle. Dziś do tych aktywności artystycznych dokłada też społeczne. Uczestniczy w dziesiątkach imprez patriotycznych, zarówno jako aktor, jak i śpiewak, podczas których wciela się w najważniejsze dla Polaków postaci historyczne.
Prywatnie Jerzy Zelnik jest człowiekiem dużej erudycji, pełnym życiowej mądrości i ogromnej kultury osobistej. Jest też bardzo religijny i oddany rodzinie. Aktor chrzest przyjął dopiero w wieku 24 lat, za namową przyszłej żony Urszuli, która chciała ślubu kościelnego. Już po krótkim czasie to on pociągał ją coraz silniej w kierunku Boga. Przez lata opiekował się chorą żoną, która zmarła w ubiegłym roku, oraz niepełnosprawnym bratem. Aktor zrezygnował nawet z etatu w teatrze, by móc poświęcić cały swój czas bliskim.Jest dla mnie zaszczytem utożsamić się z tak wybitną i barwną postacią jaką był marszałek Piłsudski – mówił w rozmowie z „Codzienną” miesiąc temu, gdy przygotowywał się do koncertu upamiętniającego 95. rocznicę Bitwy Warszawskiej.
Jerzy Zelnik w 2007 r. odebrał Krzyż Kawalerski Orderu Odrodzenia Polski. Za zaangażowanie po stronie Prawa i Sprawiedliwości oraz Andrzeja Dudy zebrał swoją porcję hejtu i nienawiści. Ale nikt nie obiecywał, że obrona prawdziwych wartości nie będzie kosztowna. Wręcz przeciwnie.Choroba Urszuli pozwoliła mi jeszcze bardziej otworzyć oczy na cudze cierpienie, nauczyć się słuchać innych, żeby móc utożsamiać się z ich bólem, ale także z ich zachwytem nad małymi rzeczami. Zwiększać zdolność do całkowitego oddawania siebie, zapominania o własnych przyjemnościach, potrzebach – wyznał jednej z kolorowych gazet.
Jeszcze raz: wszystkiego najlepszego, panie Jerzy. Lepszej Polski przede wszystkim.