Mamy piąte najgorsze na świecie saldo handlu towarami z sąsiadami zza Odry. A import niemieckich towarów do Polski w maju wzrósł o 2,8 proc. rok do roku do 7,9 mld euro. Efekt jest taki, że jak podaje Business Insider, jesteśmy już większym odbiorcą niemieckich produktów niż wielokrotnie większe Chiny.
Kanclerz Olaf Scholz, którego z atencją podejmował ostatnio w Warszawie premier Donald Tusk, ma się naprawdę z czego cieszyć. Takich "klientów" mu trzeba, by mógł dbać skutecznie o niemieckie interesy. Niestety jak widać, to nie Polska na tym korzysta.
Jak wskazuje Business Insider, powołując się na dane Destatis, federalnego biura statystycznego Niemiec, od początku obecnego roku Polska jest wśród tych, którzy ratują zapaść niemieckiego eksportu. Choć i tak w maju tenże eksport niemiecki spadł - o 1,6 proc. rok do roku i o 3,6 proc. w porównaniu z kwietniem do 132 mld euro.
W imporcie niemieckich produktów wyprzedziliśmy w maju Chiny. Formalnie jesteśmy już jako rynek zbytu dla niemieckich towarów na czwartym miejscu.
Natomiast tempo spadku sprowadzania przez Niemców towarów z Polski rok do roku było w maju (spadek naszego eksportu do Niemiec -980 mln euro, -13,6 proc. rdr) większe tylko w przypadku: Belgii (-1,2 mld euro rdr, -23,6 proc.) i Holandii (-1,1 mld euro, -12,3 proc.). A więc "cięcie na polskie produkty było jednym z najboleśniejszych na świecie" - podkreśla serwis gospodarczy.
Efekt jest fatalny, bo wychodzi na to, że mieliśmy w maju piąte najgorsze na świecie saldo towarowych obrotów handlowych z Niemcami. Na to wskazują niemieckie statystyki. Zajmowaliśmy piąte miejsce od końca za: USA (-5,3 mld euro), Francją (-4,2 mld euro), Wielką Brytanią (-3,7 mld euro) oraz Austrią (-2,2 mld euro) - podaje Business Insider.
Od stycznia do maja było to również piąte najgorsze miejsce Polski po: USA (-28,8 mld euro), Francji (-23,7 mld euro), Wielką Brytanią (-19,3 mld euro), Austrii (-11,8 mld euro) i Szwajcarii (-7,4 mld euro).