W sytuacji, gdy trudno sobie wyobrazić dobre funkcjonowanie gospodarki bez napływu imigrantów – głównie zza wschodniej granicy, a zwłaszcza z Ukrainy – niepokój muszą budzić nieuczciwe agencje pośrednictwa pracy, niewypłacające zatrudnianym należnych pensji.
Polska stała się pracowniczym hubem dla osób, które chcą znaleźć zatrudnienie w Europie – zauważa spółka Personnel Service. Za Eurostatem przytacza informację, że już w 2019 r. przyjęliśmy najwięcej cudzoziemców spoza UE, i to mimo pandemii. – W pierwszej połowie br. do ewidencji urzędów pracy wpisano 998 tys. oświadczeń o zatrudnieniu pracowników ze Wschodu. To o 63 proc. więcej niż przed rokiem, gdy wybuchła pandemia, ale też o 18 proc. więcej niż w pierwszej połowie 2019 r. Pracowników z Ukrainy wciąż jest jednak za mało – uważa Personnel Service.
W związku z obserwowanym w ostatnich miesiącach odbiciem gospodarczym, malejącym przyrostem naturalnym i coraz mniejszą liczbą osób w wieku produkcyjnym Polska zmuszona jest sięgać po obcokrajowców dla zaspokajania bieżącego popytu na pracowników. W tym kontekście od kilku lat obserwujemy co najmniej dwa zjawiska.
Z jednej strony – o czym wspomniał niedawno premier Mateusz Morawiecki – ok. 300 tys. Polaków wróciło do kraju z emigracji zarobkowej. Trudno jednak liczyć, by podobna liczba Polaków miała dalej powracać z Zachodu. Wobec tego większe znaczenie dla naszego rynku pracy ma wspomniany i wciąż trwający napływ pracowników zza wschodniej granicy, zwłaszcza z Ukrainy, ale także m.in. z Białorusi czy Gruzji.
Według różnych szacunków w naszym kraju przebywa ich nawet ok. 1,5−2 mln.
W porównaniu z zarobkami w ich macierzystych krajach mogą zarobić u nas nawet 3-, 4-krotnie więcej. Jednak nie znaczy to, że możemy liczyć na ich ciągły napływ w kolejnych latach. Z uwagi na kontrowersje związane z przetargiem na obsługę wniosków wizowych, początkowo wygranym przez konsorcjum, którego członkiem jest wspominany wcześniej Personnel Service, niebawem ukraińscy pracownicy mogą mieć problem z uzyskaniem wizy pracowniczej w naszym kraju, co może spowodować, że zaczną masowo szukać pracy w Niemczech i Czechach.
W tej sytuacji niepokoić muszą zjawiska rodzimych, nieuczciwych agencji pośrednictwa pracy, które załatwiają posady dla obcokrajowców ze wschodnich krajów, a ci nie do-stają od tychże agencji należytej zapłaty. Tym samym zniechęcają kolejnych obcokrajowców do podejmowania pracy przez polskich pośredników. Media informowały ostatnio o dwóch takich pośrednikach.
Mazowiecka Krajowa Administracja Skarbowa zatrzymała w końcu września pięcioro podejrzanych o przestępstwa VAT. Wszyscy związani byli z agencją zatrudnienia, która rekrutowała pracowników tymczasowych z Ukrainy i Białorusi. Jej działalność naraziła skarb państwa na straty w wysokości co najmniej 13 mln zł.
Rozmawialiśmy z Nazarem Jaremą z Ukrainy, który w Polsce pracował razem z narzeczoną dwa miesiące w firmie Wittchen. – Tę pracę załatwiła polska agencja pośrednictwa. Pracowaliśmy przy produkcji walizek i toreb do września br. Mieszkaliśmy wtedy z narzeczoną i innymi pracownikami w hotelu pracowniczym w Warszawie. Agencja powinna nam wypłacić ok. 8 tys. zł, ale nie dostaliśmy żadnych pieniędzy – twierdzi Jarema, który wskutek braku wypłaty musiał wrócić do swojego kraju.
O innej nieuczciwej agencji pośrednictwa informował we wrześniu program Polsatu „Interwencja”. Pochodzący ze Lwowa Wołodymir Korniietes od kilkunastu dni protestował przed budynkiem prywatnej agencji pracy Euro-Kontrakt w Dębnie (woj. zachodniopomorskie). Twierdził, że został przez nią wysłany do pracy na niemieckiej farmie i nie dostał wynagrodzenia. Jego wersję „Interwencja” potwierdziła u niemieckiego pracodawcy.
– Protestuję, bo pracowałem w firmie Euro-Kontrakt przez dwa miesiące i pięć dni. Zapłacili mi za pięć dni, a za dwa miesiące nie zobaczyłem pieniędzy. Zalegają mi 3 tys. euro
– opowiadał Korniietes. Agencja pracy twierdzi, że go nie zna.