To będzie katastrofa – mówią doświadczeni śledczy. Po zaledwie kilku miesiącach okupacji prokuratury przez ekipę Bodnara pion ds. przestępczości gospodarczej został niemal sparaliżowany i narzędzia do walki z mafiami VAT-owskimi krok po kroku są marginalizowane. A gdy gra idzie o miliardy złotych, szef kluczowego departamentu zajmuje się… „śledztwami medialnymi”.
– Teraz, jak nie zamkną jakiegoś celebryty, to tak naprawdę nie słychać o żadnych wykrytych grubszych sprawach. A przecież przestępcy ciągle działają, nadal wyłudzają od Skarbu Państwa ogromne sumy
– alarmuje prokurator, który od lat walczy z mafiami VAT-owskimi. Niestety, podobne głosy słyszymy też od innych osób. – W ramach absurdalnych rozliczeń zniszczono dotychczasowe struktury, doświadczeni prokuratorzy uciekają, koordynacja działań przestała funkcjonować. O skutkach strach myśleć – mówią.
Dzisiaj oczywistością wydaje się istnienie w prokuraturze pionu ds. przestępczości gospodarczej, ale przecież powstał stosunkowo niedawno – dopiero w 2016 roku. Wcześniej na przykład mafie VAT-owskie były praktycznie bezkarne, gangsterzy zbijali gigantyczne majątki, za przekręty skazywano co najwyżej „słupy”. Za rządów PO-PSL brakowało bowiem pomysłu, jak sobie z nimi poradzić, a Skarb Państwa tracił dosłownie miliardy.
Projekt stworzenia wyspecjalizowanych wydziałów, ale również szeregu zmian w prawie, które miały pomóc w skutecznej walce z gangami oszustów, to niewątpliwa zasługa zastępcy prokuratora generalnego, Michała Ostrowskiego. Obecnie szykanowanego przez ekipę Adama Bodnara. – Byłem współpomysłodawcą, żeby w Prokuraturze Krajowej, jak i prokuraturach regionalnych oraz okręgowych, stworzyć pion do walki z przestępczością gospodarczą. Przed 2016 rokiem takiego nie było – przypomina w rozmowie z „Gazetą Polską” prok. Ostrowski, który został pierwszym dyrektorem Departamentu ds. Przestępczości Gospodarczej PK. – Rodził się z niczego, ponieważ wcześniej nie dostrzegano na szczeblu centrali takiej potrzeby. Były mniej lub bardziej potrzebne biura, ale nie departament, nie było podkreślenia rangi problematyki – dodaje.
Równocześnie w „terenie” powołano wydziały o tożsamym zakresie zadań. Co kluczowe, zaangażowani zostali młodzi, ale doświadczeni prokuratorzy; jak podkreśla Ostrowski: „z pierwszej linii”. A zarazem z różnych regionów Polski. Cel – ujednolicenie schematu działania. – Bo to szczególna robota, całkowicie inna niż w przypadku przestępstw kryminalnych. My pracujemy przede wszystkim na dokumentach, których są ogromne ilości. Przykładowo ws. zabójstw – akta liczą z reguły cztery–pięć tomów, a w sprawach VAT-owskich zazwyczaj kilkadziesiąt. Trzeba być wyjątkowo cierpliwym, analitycznym, chyba nawet pasjonatem – słyszymy od liniowego prokuratora.
Finalnie w całym kraju zaangażowanych do pracy w pionie zostało około tysiąca prokuratorów. Otrzymali skuteczne narzędzia, m.in. oprogramowania ułatwiające analizy ekonomiczne, które w PK wykonywano na potrzeby śledztw na różnym szczeblu (nie należy mylić z Hermesem, o nim więcej w dalszej części). Systematycznie opracowywano również wzorce postępowań, ale nie były to wytyczne, jak obecnie u Bodnara, na zasadzie poleceń, tylko metodyki prowadzenia postępowań VAT-owskich, czy związanych z zabezpieczeniami majątkowymi – tłumaczy Ostrowski. Przyznając, że te dwie dziedziny – walka z przestępczością gospodarczą oraz odzyskiwanie wyłudzonych pieniędzy – stały się priorytetowe. – I kwoty były olbrzymie. Sięgały nawet dwóch miliardów złotych z tytułu zabezpieczeń majątkowych – dodaje.
Pomagały zmiany w prawie, wprowadzono m.in. konfiskatę rozszerzoną czy zbrodnię VAT-owską – przestępstwo polegające na posługiwaniu się sfałszowanymi fakturami na kwotę powyżej 10 mln zł. Efekt? Z roku na rok lawinowo rosła liczba spraw przeciwko mafiosom; podobnie sumy pojawiające się w stawianych im zarzutach. O ile w 2019 roku były to około 3 mld zł, to w 2022 roku – już prawie 8 mld zł!
Nasi rozmówcy przyznają, że nie byłoby to możliwe bez współpracy z Krajową Administracją Skarbową, CBŚP, ale przede wszystkim z Centralnym Biurem Antykorupcyjnym, które politycy koalicji 13 grudnia chcą zlikwidować.
Co znamienne, już wtedy nie wszystkim podobały się podejmowane działania. – Przy uchwalaniu przepisów o zbrodni VAT-owskiej podniosło się larum, że to zabije przedsiębiorczość, a przecież było wręcz przeciwnie – chroniło uczciwych, dotyczyło oszustów – podkreśla prokurator Ostrowski. – I wprawiało ich w popłoch. Wcześniej wyroki sprowadzały się do grzywny albo kary w zawieszeniu, skupiano się na „słupach”, czyli bezrobotnych przebieranych za biznesmenów. Wykorzystywano tych ludzi, którym dawano marne grosze, a oni szli do więzienia. My się staraliśmy iść po ich szefów – uzupełnia.
Niestety, wiele wskazuje, że to już przeszłość. Od czasu bezprawnego przejęcia Prokuratury Krajowej przez ludzi Bodnara, złe i coraz gorsze sygnały docierają od osób znających sytuację w pionie ds. przestępczości gospodarczej. – Jest systematycznie marginalizowany, żeby nie powiedzieć: niszczony – taką opinię wielokrotnie usłyszeliśmy.
Najpierw bez merytorycznego powodu z funkcji dyrektora departamentu odwołano prok. Tomasza Piekarskiego, a w jego miejsce powołano prok. Marka Wełnę. To był dopiero początek. „Gazeta Polska” ustaliła, że z zespołu, który liczył ponad 20 osób, pozostało… niespełna dziesięć. Czystka dotarła też do jednostek w terenie, od spraw odsuwani są doświadczeni śledczy i zsyłani do „rejonów”, a skomplikowane postępowania gospodarcze – nie tylko VAT-owskie, ale na przykład reprywatyzacyjne – przejmują osoby nieznające problematyki.
– Nawet jeśli są dobrymi prawnikami, to postawiono ich przed niewykonalnym zadaniem, bo nie znają gigantycznego materiału dowodowego. A w sprawach aresztowanych będą odczuwać presję czasu i w pospiechu popełniać błędy. Z tego skorzystają jedynie przestępcy
– mówi osoba z bliska obserwująca, co się dzieje.
Sytuacja stała się tak zła, że niedawno jeden z najbardziej doświadczonych prokuratorów, niekwestionowany ekspert w walce z mafiami VAT-owskimi, odszedł z zawodu i został adwokatem. W jego ślady zamierzają iść kolejni.
Na decyzjach kadrowych nie koniec. Przykładowo: do niedawna w Prokuraturze Krajowej prowadzono koordynację postępowań, aby nie dublować śledztw dotyczących tych samych osób, które działały na terenie całej Polski. Co zrobili nominaci Bodnara? Znieśli taką praktykę. Można więc spodziewać się sporego bałaganu. Odwołano też inne decyzje. Czy w zamian pojawiły się nowe wytyczne, instrukcje, rekomendacje – dotyczące śledztw gospodarczych? Każdy z rozmówców „GP” mówi kategorycznie: przez minione niemal 11 miesięcy nie widzieli takiego dokumentu. I zaznaczają:
„Akta postępowań leżą w szafach, bo obecnie działalność w zakresie przestępczości gospodarczej sprowadza się przede wszystkim do przedłużania śledztw”.
Zgodni są też w innej kwestii – priorytety w prokuraturze zostały całkowicie zachwiane. – Mamy walkę z mową nienawiści, jakieś komisje antymobbingowe, sygnalistów wymyślanych przez ministra Bodnara, wytyczne w sprawie kwestionowania statusu sędziów czy postępowań ws. aborcji. Wszystko jest ważne, ale pewne rzeczy są ważniejsze. I w tej drugiej kategorii powinno być bezpieczeństwo ekonomiczne państwa. A nie jest – podkreśla jeden z nich.
Dopełnieniem tego poczucia była informacja o powołaniu w Prokuraturze Krajowej specjalnego zespołu do zbadania kilkudziesięciu tzw. spraw medialnych. To konsekwencja listu otwartego skierowanego do Adama Bodnara z kuriozalnym postulatem „przeglądu śledztw”, a podpisanego m.in. przez Martę Lempart, Barta Staszewskiego, Bartosza Kramka czy sędziów z Iustitii i prokuratorów z Lex Super Omnia.
Taki zespół powstał w sierpniu, a do końca listopada miał być gotowy raport. Niedawno jednak Dariusz Korneluk wydał nowe zarządzenie o przedłużeniu czasu do końca lutego oraz o powiększeniu zespołu już do 10 (!!!) prokuratorów. Wspominamy o tym jedynie dlatego, że wiceprzewodniczącym od kilku miesięcy jest… Marek Wełna. Przypomnijmy – dyrektor departamentu ds. przestępczości gospodarczej i niewątpliwie mający sporo znacznie poważniejszych obowiązków.
Mimo wszystko jednak Bodnar z Kornelukiem mają szczęście – nadal jest wielu prokuratorów z poczuciem obowiązku i zaangażowanych w ściganie przestępców gospodarczych, a nie tylko w akcje polityczne. Gdyby nie oni, nieuchronna katastrofa nadeszłaby znacznie szybciej.
Niestety, kuriozalnych działań czy wręcz zaniedbań jest zdecydowanie więcej. Chociażby w kwestii zabezpieczeń majątkowych. Do niedawna mocny nacisk kładziono na odbieranie wszelkich dóbr nabywanych ze środków pochodzących z przestępstwa; nierzadko chodziło o ogromne majątki. Nie tylko wprost należące do oszustów, ale ukrywane w różnoraki sposób, m.in. przy pomocy fikcyjnych umów darowizny na krewnych lub tzw. słupów. Gotówka, nieruchomości, samochody, dzieła sztuki, biżuteria… W tym celu wprowadzono wspomnianą konfiskatę rozszerzoną. A co się teraz dzieje? – Problem w tym, że nic! Zapadła kompletna cisza, obecnie nikt nie domaga się tego typu działań ani raportowania o ich efektach. Można odnieść wrażenie, że centrali po prostu to nie interesuje – relacjonuje doświadczony prokurator, który wie wszystko na temat walki z mafiami VAT-owskimi. – Wcześniej mieliśmy wręcz obowiązek w sprawach gospodarczych dążyć do zabezpieczeń majątkowych. Ale po zmianach w „krajówce” poszedł kwit, że zniesione zostają dotychczasowe dyspozycje. I mamy marazm – ujawnia.
Oczywiście mafiosi bacznie obserwują, co się dzieje w prokuraturze. Na pewno nie narzekają, że zeszli na plan dalszy. Skutki będą jednak opłakane.
Bo w tym wypadku mowa nie tylko o ogromnych stratach dla Skarbu Państwa, ale również poczuciu bezkarności „białych kołnierzyków”. – Jesteśmy wyposażeni w świetne narzędzia, aby skutecznie z nimi walczyć. Z komputera na swoim biurku mam dostęp do rozmaitych rejestrów o finansach, pojazdach, spółkach. Co z tego, skoro to idzie na marne – podkreśla rozmówca „GP”, który nie potrafi zrozumieć zachowania ekipy w Warszawy. – Oni mają teraz całkowicie inne priorytety. A konsekwencje są takie, że przestępcy dostali prezent w postaci czasu na skuteczniejsze ukrywanie majątku.
Skrajnym przykładem utrudniania pracy prokuratorom jest histeria wokół oprogramowania Hermes, wywołana tekstem „Gazety Wyborczej”, że pozwalał on – niczym Pegasus – ingerować w zawartość na przykład telefonów. Takie tezy eksperci natychmiast nazwali bzdurą. Ale manipulacje trwają. Gdy niedawno Prokuratura Regionalna w Rzeszowie wydała komunikat o postępach w śledztwie w sprawie zakupu Hermesa, w depeszy PAP pojawiło się sformułowanie „oprogramowanie szpiegowskie”.
– Oczywiście nikt nie wykaże, że zakup był przeprowadzony w niewłaściwym trybie albo że niczemu nie służył. Mało tego, to nie był program, z którego myśmy robili tajemnicę
– tłumaczy prokurator Ostrowski, który w tej sprawie został przesłuchiwany. Nawet z pouczeniem dla tzw. potencjalnego podejrzanego. – Hermes zbierał dane jawnoźródłowe, nie pozwalał przenikać do zamkniętych grup, łamać haseł etc. – tłumaczy – Porównywanie do Pegasusa jest totalnym absurdem, bo Pegasus służył do czynności operacyjnych, a Hermes do czynności procesowych. Poza tym tego nie robili prokuratorzy, a jedynie eksperci ds. analizy kryminalnej na podstawie wniosku prokuratora – wyjaśnia zastępca prokuratora generalnego.
Gdy prokurator z „terenu” usłyszał pytanie o Hermesa, aż ciężko westchnął. Ze złości. – Bo ta awantura jest niedorzeczna. Tylko w jednym naszym śledztwie, które udało się doprowadzić do finału właśnie dzięki Hermesowi, zabezpieczyliśmy dla Skarbu Państwa więcej niż wydano na to oprogramowanie – podkreślił. – Ono spełniało rolę „białego wywiadu”. Zaawansowanego, szybszego, ale chodziło jedynie o analizę powszechnie dostępnych danych. Nazwałbym go wyspecjalizowaną wyszukiwarką internetową.
Inny przykład: Azjata działający na terenie Polski oszukiwał na VAT. Kwoty były gigantyczne. Delikwent posługiwał się różnymi tożsamościami, zakładał liczne firmy-krzaki, współpracował z wieloma osobami. Jego powiązania zostały rozpracowane, bo sięgnięto po Hermesa. – W tradycyjny sposób pewnie byśmy doszli do podobnych wniosków, ale to zajęłoby długie miesiące, jeśli nie lata. W tym czasie ten człowiek popełniałby kolejne przestępstwa, wyłudzając miliony – tłumaczy rozmówca „Gazety Polskiej”.
– Dlatego uważam, że najwięcej krzyczą ci, którzy nie mają pojęcia, do czego Hermes służył.
Służył, bo wskutek histerycznej nagonki został wyłączony i „białe kołnierzyki” mogą się cieszyć, że ktoś wpadł na taki pomysł. Dla nich – jeden problem mniej.
– Jeśli już zapłacono za legalne oprogramowanie, dlaczego z niego nie korzystać? Wyłączenie Hermesa jest przykładem niegospodarności, którą ktoś kiedyś zapewne przeanalizuje pod kątem odpowiedzialności karnej
– podkreśla prawnik.
„Prognozy nie były alarmujące” jak mówił profesor Tusk, a jednak ponad tysiąc osób przybyło dziś na spotkanie z nami - autorami #Zgoda w Warszawie!
— Sławomir Cenckiewicz (@Cenckiewicz) December 6, 2024
Początkowo myślałem, że doszło do pomyłki i że w tej samej sali ma być spotkanie z @NawrockiKn, ale jednak chodziło o książkę… https://t.co/DnwpAdJaGf