Wyszukiwanie

Wpisz co najmniej 3 znaki i wciśnij lupę
Gospodarka

Jednych stać na jachty, gdy innych nie stać na kino

Rząd chwali się, że Polska znalazła się w gronie 20 największych gospodarek świata i dołączyła do elitarnego klubu państw z PKB przekraczającym bilion dolarów. Tymczasem najnowsze dane wskazują, że choć niektórzy Polacy kupują jachty i wille, to inni muszą coraz bardziej oszczędzać na codziennych wydatkach. Drugi rok z rzędu rośnie bowiem zasięg ubóstwa relatywnego.

Zasięg ubóstwa relatywnego wyniósł w 2024 r. aż 13,3 proc., najwięcej od 2018 r. Rok wcześniej było to 12,2 proc. Według ekspertów to niepokojący sygnał, bo w latach 2016–2019 ubóstwo relatywne spadało. Ubóstwo relatywne to sytuacja, w której poziom życia jednostki lub gospodarstwa domowego znacząco odbiega od ogólnie przyjętej normy w danym kraju lub regionie. W UE jest ono wykazywane, gdy osoby uzyskują poniżej 60 proc. mediany dochodów gospodarstw domowych, lecz w Polsce często przyjmuje się niższą granicę – poniżej 50 proc. średnich miesięcznych wydatków gospodarstw domowych. Ten poziom dochodów utrudnia pełne uczestnictwo w życiu gospodarczym, społecznym i kulturalnym. Osoby o takich dochodach muszą rezygnować z wyjścia do kina, teatru, restauracji, corocznego wypoczynku. Oszczędzają też na codziennych wydatkach, kupując towary tańsze, gorszej jakości. 

W ostatnim czasie obserwuje się też wzrost zasięgu ubóstwa skrajnego. „Podstawę wyznaczania granicy ubóstwa skrajnego stanowi minimum egzystencji szacowane przez Instytut Pracy i Spraw Socjalnych. Kategoria minimum egzystencji wyznacza bardzo niski poziom zaspokojenia potrzeb. Konsumpcja poniżej tego poziomu utrudnia przeżycie i stanowi zagrożenie dla psychofizycznego rozwoju człowieka. W 2023 r. stopa ubóstwa skrajnego wyniosła 6,6 proc., czyli o 2 pkt proc. więcej niż rok wcześniej” – czytamy w raporcie GUS. W 2024 r. problemy finansowe wielu gospodarstw pogłębiły się ze względu na rosnące koszty utrzymania domu. W ciągu ostatnich pięciu lat koszty związane z utrzymaniem domu wzrosły aż o 56 proc. Wzrost ten jest szczególnie widoczny w obszarze kosztów energii, które wzrosły dramatycznie w ciągu ostatnich pięciu lat. Ceny opału, w tym węgla, oleju opałowego, drewna i pelletu, wzrosły średnio o ponad 100 proc. Gaz podrożał o 90 proc., prąd o 86 proc., ciepło z sieci o 75 proc., a zapowiada się, że będzie jeszcze droższe. 

Mimo spadającej inflacji codzienne zakupy w sklepach to też poważny wydatek. Według GUS ceny towarów i usług konsumpcyjnych w sierpniu br. wzrosły o 2,9 proc., jednak ceny w sklepach podskoczyły mocniej – średnio o 5,1 proc. r/r (w lipcu zwiększyły się o 5,7 proc., a w czerwcu – o 5,8 proc. r/r).

Prognozuje się, że niektóre produkty (np. kawa czy olej roślinny) mogą nadal mocno drożeć.

W dodatku planowany przez rząd wzrost płac oraz emerytur i rent jest tak niski, że nie pozwoli na realny wzrost dochodów. Rząd chce, aby wzrost płac w budżetówce w 2026 r. wyniósł 3 proc., czyli był taki sam jak w przypadku płacy minimalnej. Związki zawodowe proponowały, aby wynagrodzenia w sferze budżetowej wzrosły co najmniej o 12 proc. – Propozycja podwyżki płac w budżetówce o 3 proc. to jest jakiś żart. To nie jest żadne tanie państwo. To jest dziadowskie państwo – komentuje Edyta Odyjas, wiceprzewodnicząca śląsko-dąbrowskiej Solidarności. Jak podkreśla, kompetentni, doświadczeni pracownicy rzucają papierami i szukają innej pracy, bo po prostu nie są w stanie utrzymać swoich rodzin. 

Źródło: Gazeta Polska Codziennie