- twierdzi prezes Lotosu.Czujemy się komfortowo, realizując plan rozwoju na najbliższe sześć lat, tym bardziej że większa część inwestycji ma już zapewnione finansowanie i jest w trakcie realizacji. Spółka ma dużo większe przychody oraz zdolności do samodzielnego generowania gotówki niż przed laty. Jesteśmy też jedną z najnowocześniejszych rafinerii w Europie. Przerabiamy rocznie 10,5 mln ton surowca, czyli o 75 proc. więcej niż przed dekadą. Ponadto inwestycje wspomniane w strategii rozwoju na lata 2017–2022 i dążenie do zdolności dywidendowej nie kolidują ze sobą, ale wzajemnie się uzupełniają
- tłumaczy Jastrzębski.Wątpię, aby ropa naftowa jako surowiec energetyczny w naszej części Europy była obecnie w fazie schyłkowej. Ponadto przy jej wydobywaniu uzyskuje się często gaz ziemny. Rafinerie zawsze będą potrzebne, nawet jeśli nie do produkcji paliw, to do wytwarzania olejów, asfaltów czy półproduktów i produktów na potrzeby przemysłu chemicznego. W styczniu Lotos uzyskał udziały w pięciu złożach na Morzu Północnym, chociaż wnioskowaliśmy tylko o cztery. To pokazuje, jak poważnym partnerem jesteśmy dla rządu Norwegii. Nasza spółka Lotos Norge pozyskała m.in. 30 proc. udziałów w koncesji, gdzie operatorem jest Statoil. To są koncesje rozwojowe
- mówi.
Wbrew obiegowym opiniom to nie przysparza większych kosztów, wymaga jednak większego wysiłku. Na przykładzie Lotosu widzę, że w zamian osiągamy większe zyski, bo negocjujemy niższe ceny także z dostawcami z Rosji. Oczywiście wciąż moglibyśmy kupować ropę po stałej cenie z jednego rurociągu prowadzonego z kierunku wschodniego. Takie rozwiązanie stwarza jednak ogromne ryzyko w wypadku nieoczekiwanej przerwy w dostawach. A w przeszłości tak się zdarzało