Trudno to pojąć, ale w Polsce przedsiębiorcy wciąż, jak w czasach PRL-u, działają w nieprzyjaznym otoczeniu regulacyjno-administracyjnym. To hamuje nad Wisłą proces recepcji CSR.
Dyskusja przedsiębiorców i menedżerów podczas panelu „Polityka odpowiedzialności społecznej w strategiach firm”, która odbyła się w maju br. podczas Europejskiego Kongresu Gospodarczego w Katowicach, była swoistą diagnozą stanu odpowiedzialności społecznej biznesu w Polsce. Przyniosła też odpowiedź na pytanie: dlaczego CSR tak wolno i w stosunkowo ograniczonym zakresie jest przyswajany przez podmioty gospodarcze?
Na polu walki
CSR, czyli społeczna odpowiedzialność biznesu, stopniowo zyskuje uznanie wśród polskich przedsiębiorców. Zdaniem Ireny Picholi z Deloitte, w ciągu minionych 16 lat nastąpiła widoczna zmiana na lepsze.
– 15 lat temu jedynymi przedsiębiorstwami, które miały jakąś orientację w tym zakresie, były polskie oddziały międzynarodowych korporacji. Jednak żadne spółki, nawet te z zagranicznym rodowodem, nie wydawały wtedy raportów społecznych – przypomniała Pichola. – Gdy porównamy tamtą sytuację do stanu obecnego, nie sposób nie zauważyć, że dokonał się duży postęp – stwierdziła.
Powodów do zadowolenia jednak nie ma zbyt wiele. Dlaczego? Bo wzorcowa praktyka CSR w nadwiślańskich firmach to wciąż rzadkość. Zdaniem Picholi, polscy przedsiębiorcy i menedżerowie „nie wyssali z mlekiem matki poczucia odpowiedzialności biznesu”. Edukacja także im tego nie zaszczepiła, że działalność gospodarczą należy prowadzić w sposób etyczny – z poszanowaniem pracowników, kontrahentów, zasobów środowiska naturalnego.
Inni dyskutanci zgodzili się, że brakuje odpowiedniego systemu edukacji, który promowałaby CSR. Wskazywali przy tym, że zwłaszcza dla małych i średnich przedsiębiorstw prowadzenia biznesu oznacza niemal ciągłą walkę – zmaganie się z przeciwnościami, z których większa część pochodzi z niestabilnych, niejasnych regulacji prawnych oraz wynikających stąd ryzyk, także z nieprzyjaznego nastawienia administracji publicznej.
CSR jako chwyt
Zdaniem Marka Ślibody, prezesa śląskiej firmy Marco, sukces bądź porażka CSR w Polsce to sprawa względna. Dlatego, gdy jedni się cieszą, że przybywa raportów społecznych, drudzy narzekają, że wiele z działających na polskim rynku firm postępuje w sposób dziki i prymitywny.
Bywa, że nawet z zasobnych i dochodowych spółek, które ponadto deklarują respekt dla standardów CSR, pracownicy uciekają. Odchodzą w nieznane i bez pewności znalezienia lepszej, satysfakcjonującej pracy, ale w obronie własnej godności i zdrowia wolą zrezygnować z pracy dla dużej i zadowolonej z siebie korporacji.
Wielu z nich nie ma złudzeń co do CSR, dostrzegając w nim narzędzie do wyciskania kolejnych efektów ekonomicznych – krytycznie wskazuje Marek Śliboda. – Nawet gdy pracownik jest średnio inteligentny, to i tak szybko zauważy, czy ideały są respektowane, czy jedynie pozostają szyldem, za którym nie kryje się dobra praktyka. Kto widzi, że firma mówi jedno, a robi drugie, ten nie uwierzy, że CSR to coś więcej niż kolejny chwyt marketingowy. I będzie miał racje – podkreśla prezes Śliboda.
Zysk i odpowiedzialność
Z Markiem Ślibodą zgodziła się Anna Mieleszko, dyrektor Fundacji im. Lesława A. Pagi. W jej opinii na rynku dominuje marketingowy wizerunek tego, czym jest CSR. Na podstawie swojego udziału w dyskusjach poświęconych odpowiedzialnemu biznesowi doszła ona do wniosku, że młodzi pracownicy polskich przedsiębiorstw uważają CSR za aktywność podejmowaną przez firmy jedynie po to, by zwiększyć sprzedaż i zamydlić oczy konsumentom.
Krzysztof Gorzkowski, menedżer PR i marketingu w Kapsch Telematic, uważa natomiast, że nie ma w tym nic złego, iż wiele firm traktuje CSR jako tanie i skuteczne narzędzie marketingowe. Jednak zdaniem innych dyskutantów, ograniczanie odpowiedzialności społecznej biznesu do skuteczności marketingowej jest nieporozumieniem i błędem.
Marek Śliboda uważa, że hasło „możemy być albo dochodowi, albo odpowiedzialni” to fałszywa alternatywa.
– Z naszych doświadczeń wynika, że można mieć i to, i to – oświadczył.
Zdaniem Jowity Twardowskiej, dyrektor
ds. komunikacji i CSR w spółce Lotos, po tym można poznać autentyczność zaangażowania firmy w CSR, że kandydaci do zatrudnienia przychodzą do niej zmotywowani jej dobrą praktyką.
– Mówią, że firma robi dużo fajnych rzeczy i w związku z tym oni by pragnęli w niej pracować – opowiadała.
Idee i bolączki
Z uwagami Jowity Twardowskiej zgodził się ks. Jacek Stryczek, duszpasterz polskiego biznesu i założyciel stowarzyszenia Wiosna, które zajmuje się działalnością charytatywną.
– Jeśli pracownicy wykonują swoje funkcje z poczuciem misji, to rozwijają się jako osoby i profesjonaliści. W takim środowisku powstaje klimat współpracy i twórczego działania. Taki zespół pracowników jest zdolny stawić czoła wyzwaniom i bezinteresownie się angażować w rozwiązywanie problemów nie tylko w firmie, ale i wokół niej. Starajmy się o taki styl działania i mówmy nie tylko o ideach i rzeczach wielkich, ale i o tym, jak zaradzać bolączkom, jak zmieniać na lepsze proste rzeczy, które są w naszym zasięgu – mówi ks. Stryczek.
Zdolność i schematy
Istotnym wymiarem odpowiedzialnego prowadzenia biznesu jest współpraca firm z organizacjami społecznymi celem wspólnego zaradzenia problemom społecznym i środowiskowym.
– Zagraniczni goście naszego stowarzyszenia Wiosna często prezentują postawę „problemy ludzi wokół są moimi problemami”
– przyznał ks. Stryczek.
Ludzie z takim nastawieniem są zdolni słuchać innych, rozumieć ich i współpracować z nimi. Tymczasem z doświadczeń stowarzyszenia Wiosna wynika, że firmy działają często schematycznie – to zamyka je na zrozumienie partnerów społecznych, a w konsekwencji uniemożliwia owocną współpracę.
To jest naturalne w człowieku, że jest zdolny do pomagania innym i chce pomagać. Jednak w firmach ta naturalna dyspozycja bywa zniekształcana. Kiedyś współpracowaliśmy z dużym bankiem. Okazało się, że dla nich to było ważne, że kupili jeden wózek dla dziecka. Do tego się ograniczyli, a przecież przy większej otwartości mogliśmy zrobić o wiele więcej – opowiadał ks. Stryczek.
– Sztampowość firm nieraz mnie zaskakuje. Nawet tym, które opracowały już strategie CSR, brakuje wyobraźni, np. jedna firma dzwoni do nas, że zbliża się jej „miesiąc CSR” i pyta, co można byłoby w nim zrobić, by potem było, co zaraportować – dodała Anna Mieleszko z Fundacji im. Lesława A. Pagi.
Etosowiec i dorobkiewicz
Zdaniem ks. Stryczka ważnym problemem polskiego biznesu jest to, że nie istnieje w naszym kraju przyjęty i uznany etos przedsiębiorcy.
– Poznałem tylu przedsiębiorców różnego typu. Zdumiewające jest, że wielu z nich nie okazywało zainteresowania dbaniem o swój wizerunek jako ludzi wrażliwych społecznie i aktywnych w tym względzie, a przecież gdyby chcieli, mają do tego wszelkie dane. Nie przeszkadzało im, że odbiera się ich jako typowych dorobkiewiczów – przyznał.
Jednak teraz, zdaniem ks. Stryczka, pojawiła się w naszym kraju szansa na wykreowanie etosu przedsiębiorcy jako człowieka zainteresowanego społeczeństwem, naturą i kulturą. Na razie Polska jest jedynie krajem przedsiębiorców, którzy założyli firmy i je prowadzą, czerpiąc z tego korzyści, ale to można i należy zmienić. Warto upowszechniać przykłady biznesmenów – mecenasów, społeczników, dobroczyńców i – właśnie – etosowców.
Pobierz dodatek specjalny: Polski biznes odpowiedzialny
Mecenasi Edukacji Społecznej:
Źródło: Gazeta Polska Codziennie
#CSR
Marek Nawrocki