Rząd proponuje pozostawienie przyszłorocznego wskaźnika waloryzacji emerytur na ustawowym poziomie, czyli świadczenia byłyby podwyższone o wskaźnik inflacji plus 20 proc. wskaźnika wzrostu płac. Oznacza to, że najniższa emerytura wynosząca obecnie 880 zł wzrośnie zaledwie o 5 zł. Z kolei średnia emerytura, która dziś wynosi ok. 2000 zł, wzrosłaby o około 10 zł. To wyjątkowo niski wzrost świadczeń emerytalnych, zwłaszcza gdy porówna się go z zapowiadanymi na 2016 r. podwyżkami dla budżetówki. Okazuje się, że kilka miesięcy przed wyborami parlamentarnymi rząd znalazł dodatkowe 2 mld zł na płace urzędników. W efekcie ich pensje wzrosną średnio o 660 zł brutto miesięcznie.
Będzie więc lepiej – najbiedniejsi emeryci dostaną miesięcznie po... 5–10 zł podwyżki.„Przez ostatnie 8 lat, kiedy był kryzys na świecie i w Polsce, musieliśmy zaciskać pasa. Dzisiaj, kiedy Komisja Europejska zdjęła z nas procedurę nadmiernego deficytu, chcę, żeby beneficjentem tych lepszych czasów byli przede wszystkim nasi rodacy” - mówiła kilka dni temu premier Ewa Kopacz, wypowiadając się w radiowej Jedynce o emerytalnych podwyżkach.
Artykuł w całości został opublikowany w dzisiejszym wydaniu "Gazety Polskiej Codziennie"