Kilka miesięcy po ujawnieniu nagrania, na którym Marek Belka w obraźliwy sposób wyrażał się na temat członków RPP, prezes Narodowego Banku Polskiego utracił realny wpływ na wspomnianą radę – informuje Bloomberg, powołując się na anonimowych informatorów. Ich zdaniem rola, jaką odgrywał Belka, została całkowicie rozbita. „Zamiast kreować dyskusję, prowadzić do konsensusu i ustanawiać ramy rozmów, został całkowicie zepchnięty do defensywy. Atmosfera na posiedzeniach RPP jest przepełniona emocjami” – podaje agencja.
– Biorąc pod uwagę poziom wrogiego nastawienia do Marka Belki przez niektórych członków, doszło do całkowitego załamania roli przewodniczącego – twierdzi Peter Attard Montalto, strateg w londyńskim Nomura International. – To niebezpieczna sytuacja. Belka nie kontroluje lub nie wywiera poważnego wpływu na RPP – powiedział Bloombergowi Michał Dybuła, ekonomista BNP Paribas. Jego zdaniem to oznacza, że decyzje Rady mogą być raczej wynikiem kapryśnych reakcji poszczególnych członków niż reakcją na stan gospodarki.
RPP utrzymała w listopadzie stopy procentowe na dotychczasowym poziomie, choć Belka uważa, że w związku z deflacją jest przestrzeń do dalszego ich obniżania. Większość Rady jest jednak przeciwnego zdania niż szef NBP i uważa, że skoro nie ma większego spowolnienia gospodarki, cięcia stóp byłyby bardziej niebezpieczne niż brak cięć.
Obecna sytuacja bez wątpienia świadczy o tym, że obelgi wypowiedziane przez Belkę pod adresem członków RPP na ujawnionym pięć miesięcy temu nagraniu przekreśliły jego wpływ na Radę. – Komentarze szefa polskiego banku centralnego pod adresem członków Rady Polityki Pieniężnej podważają niezależność kierowanej przez niego instytucji – uważa Mark Gilbert z agencji Bloomberg. Jego zdaniem Marek Belka powinien sam zrezygnować ze stanowiska. Publicysta jest rozczarowany reakcją polskiego rządu, która – według niego – przypomina działania typowe dla reżimowych władz. – Zamiast zdymisjonować prezesa NBP, zarządzono śledztwo i najazd na redakcję, która ujawniła taśmy – podsumowuje Gilbert.
Cały tekst we czwartkowej "Gazecie Polskiej Codziennie"
Reklama