Zatoka Perska to przede wszystkim surowce – ropa i gaz. Europa po agresji Putina na Ukrainę niejako przypomniała sobie o bajecznie bogatych i upalnych krajach Zatoki, aby uniknąć kłopotów związanych z dominacją Gazpromu i Rosnieftu na Starym Kontynencie. Jedynie Warszawa z większych krajów UE miała otwarte oczy i pomimo krytyki rodzimej opozycji rozpoczęła kontakty z tym regionem. A w świecie arabskim takie niuanse są ważne.
Pierwsza wizyta Dudy i czas wielkich zmian
Prezydent Duda kilka tygodni przed agresją Putina na Ukrainę odwiedził Katar. Rządzący tym emiratem szejk Tamim ibn Hamad Al Sani przyjął polskiego prezydenta i wszystkie ustalenia dotyczące eksportu LNG z Kataru do Polski zostały zatwierdzone i potwierdzone. Już po 24 lutego 2022 r. emir Al Sani spotykał się z czołowymi europejskimi przywódcami i musiał odmawiać. Ponad 90 proc. katarskiego gazu idzie na kierunek azjatycki i Doha nie może zerwać długoterminowych kontraktów na rzecz europejskich problemów wynikających z błędnej proputinowskiej polityki energetycznej.
Wojna na Ukrainie zmieniła wszystko. Jednoznaczna postawa Warszawy wywindowała polskie polityczne „akcje” w Waszyngtonie. Pomoc dla Ukrainy idzie przez Polskę, a kraje Zatoki znalazły się w wielce kłopotliwej sytuacji. Z jednej strony Chiny są głównym i najlepszym klientem ropy i gazu z tego regionu. Z drugiej to USA chronią konserwatywne monarchie przed zagrożeniem z zewnątrz oraz z wewnątrz. Z trzeciej zaś, dołączyła do układu Rosja, która tak jak Katar, Zjednoczone Emiraty Arabskie czy Arabia Saudyjska żyje z eksportu tych samych surowców i każdej ze stron zależy, aby ich cena była jak najwyższa. Dodatkowo Rosja ma w regionie „dyscyplinującego” straszaka w postaci Iranu, a ten ma swoje „jaczejki” rozsiane po całym Bliskim Wschodzie z libańskim Hezbollahem na czele.
Do pełnego obrazu sytuacji w regionie wspomnieć należy o dużych postpandemicznych problemach gospodarczych w biedniejszych krajach. A te problemy potęgowane dodatkowo są zniknięciem jednego z głównych eksporterów żywności w tej części świata – Ukrainy. Co więcej, brutalność działań wojennych i skala zniszczeń na Ukrainie najprawdopodobniej wykluczą ten kraj z rynku na długie lata.
Z Warszawą trzeba rozmawiać
Równolegle rozczarowanie długofalową polityką amerykańską wobec Iranu, a także próby poszukiwania alternatywnych do ropy i gazu źródeł energii doprowadziły do wyraźnego kryzysu na linii kraje Zatoki a USA. Oczywiście ten kryzys przybiera różne formy, kiedy rządzą republikanie, a kiedy demokraci. Niemniej bezpośrednie relacje polityczne regionu z Waszyngtonem są złe, mimo że wojna na Ukrainie pokazuje królom, emirom i szejkom, że amerykańskie uzbrojenie jest najlepsze na świecie i warto pomimo kryzysu płacić Waszyngtonowi za ochronę.
Z kolei aktywna polityka demokratów na odcinku ukraińskim oraz dwie wizyty w ciągu roku Joe Bidena w Polsce pokazują Zatoce, że Warszawa może być istotnym medium komunikacyjnym, poprzez które można wysyłać sygnały mogące łagodzić nastroje przy kolejnych napięciach. Z perspektywy Zatoki z Warszawą wręcz trzeba rozmawiać także dlatego, że niezależnie od wyników wojny na Ukrainie Rosja już nie wróci na rynek surowcowy Europy Środkowej. Co więcej, polska gospodarka, która od 2015 r. się umocniła, tworzy argumenty finansowe do rozmowy z bajecznie bogatym kapitałem naftowym, który do tej pory w kontekście polskim kojarzył bardziej nasze słynne rumaki, będąc ozdobą każdej szanującej się stadniny w Zatoce.
Kolejnym argumentem niezwykle ważnym jest kwestia żywności. Nawet jeżeli bogate kraje naftowe są w stanie przepłacić i się wyżywić, to szczególnie Arabia Saudyjska musi w swoim regionalnym interesie myśleć o słabszych krajach arabskich, takich jak Sudan, Egipt, Jordania.
Dlatego też dla Polski otwiera się dziejowa szansa na zrobienie interesu. Niby Kreml sygnalizuje nieustannie krajom regionu możliwe zwiększenie eksportu zboża na Bliski Wschód, jednak takie deklaracje dziś nie interesują krajów Zatoki. I tu nie chodzi o politykę, tylko o pragmatykę – Arabowie bowiem nie chcą być zależni od jednego monopolisty i szukają możliwości dywersyfikacji dostaw. Dlatego też zwiększenie importu zboża z Rosji nie wchodzi w strategiczną kalkulację decydentów z regionu.
Coraz bliżej konkretów
Wizyta prezydenta Dudy w Katarze i w Zjednoczonych Emiratach Arabskich oraz spotkanie premiera Morawieckiego z saudyjskim następcą tronu Muhammadem bin Salmanem w Arabii Saudyjskiej miały jedno konkretne przesłanie – biznes. Polska ma możliwości towarowe, a kraje Zatoki surowcowe i kapitałowe. Dla Polski eksport i obecność na rynku szczególnie saudyjskim, który przeżywa dynamiczny wzrost gospodarczy, a swoim rozmachem ta nowa Arabia Saudyjska ma przyćmić sąsiedni Dubaj, to doskonała możliwość „lewarowania” dosyć ciasnej rzeczywistości Unii Europejskiej. Z kolei szczególnie Emiraty, jak i Arabia Saudyjska chciałyby „lewarować” kryzysowe relacje z USA dobrymi z Europą.
Tak więc o ile 20−25 lat temu jako państwo, jak również firmy, byliśmy nieobecni, gdy powstawała potęga Dubaju, o tyle dziś mamy szansę mieć udział w znacznie większych inwestycjach saudyjskich, które mają z Królestwa uczynić hegemona regionalnego i czołowego globalnego gracza. A warto wiedzieć, że na Bliskim Wschodzie mają dobrą pamięć i dobrze pamiętają czasy, kiedy to Polacy budowali Libię, Irak czy Kuwejt oraz Bahrajn.
W świecie arabskim biznes i religia to też jest polityka. Arabia Saudyjska bez zaplecza żywnościowego nie może zrealizować swoich ambicji ulokowanych głównie na pustynnych i jałowych obszarach Zatoki Perskiej, Bliskiego Wschodu i Afryki Północnej. Jedynym aspektem stricte politycznym wizyty w Zatoce polskiego prezydenta i premiera była kwestia „rosyjskiej propagandy”, która jest bardzo poważnym problemem w tej części świata. Ten problem jest też w pewien sposób rozumiany przez tamtejsze elity, które nie mogą ignorować określonych nastrojów w regionie. To też jest jeden z tych powodów, dla których Muhammad bin Salman publicznie lekceważy Joe Bidena, chociaż amerykańsko-saudyjskie relacje w aspekcie strategicznym nie uległy pogorszeniu. Świat arabski jest w dużej mierze antyamerykański i antyizraelski, a prorosyjskie media jątrzą, zarzucając kolonializm i rzekomy antyislamizm na Zachodzie.
Jednak tak samo jak my postrzegamy sprawy globalne przez pryzmat Rosji, tak samo Arabia Saudyjska postrzega wszelkie swoje relacje poprzez pryzmat stosunków z Iranem. I nawet chwilowe „zawieszenie” broni w postaci normalizacji i wznowienia zerwanych w 2016 r. stosunków dyplomatycznych tego nie zmienia. W miarę poprawne, jak na standardy amerykańskiego sojusznika, relacje Warszawy z Teheranem są w tym momencie ważną kartą przetargową. Strona saudyjska jest też zainteresowana, aby Warszawa i inne przyjazne stolice UE (m.in. Ateny, Nikozja czy Paryż) niejako łagodziły krytykę idącą z Brukseli wobec krajów Zatoki Perskiej, choćby w związku z karą śmierci, która jest w Królestwie wykonywana m.in. na radykalnych islamistach. Takie wsparcie Rijadowi ułatwiłoby działanie polityczne wobec trudnych relacji z Katarem oraz pogorszeniem stosunków z Emiratami.
Ważne też są konkrety. Po wizycie decydentów szykowane są kolejne wizyty robocze. Zarówno polska strona rządowa, jak i Zatoka Perska chcą przejść do działania i widzą w tym wielkie korzyści. A te korzyści to nie tylko dodatkowe fundusze dla budżetu państwa, ale przede wszystkim do budżetów domowych naszych rolników, przedsiębiorców, producentów.