- W żadnym z licznych przeprowadzonych badań nie odnotowano pozytywnego wpływu mediów społecznościowych. Wręcz odwrotnie, uczeni od ponad dziesięciolecia dowodzą, że media społecznościowe zwiększają lęk i depresję, szczególnie wśród nastolatków, i są bardzo silnie powiązane z rosnącą liczbą samobójstw – mówi w rozmowie z „Gazetą Polską Codziennie” Sam Vaknin, pisarz, wykładowca, badacz zjawiska narcyzmu m.in. w sieciach społecznościowych.
Przedmiotem Pana badań jest narcyzm, a w ostatnim czasie zwrócił Pan uwagę na jego przejaw w mediach społecznościowych. Ale zacznijmy od podstaw. Czym jest narcyzm i skąd się bierze?
Powszechnie uważa się, że jest to wynik wczesnego maltretowania dzieci w wieku 0–6 lat. Ale słowo „maltretowanie” nie zawsze oznacza przemoc fizyczną, werbalną, psychiczną lub wykorzystywanie seksualne. Maltretowanie oznacza każdą sytuację, w której rodzic odmawia dziecku prawa na stanie się samodzielną jednostką. Np. używanie lub wykorzystywanie przez rodzica dziecka do realizacji swoich życzeń, marzeń i fantazji jest formą maltretowania. Wówczas dziecko jest traktowane jako przedłużenie rodzica. W większości przypadków w reakcji na to dziecko nie idzie na otwarty konflikt z rodzicem, tylko zaczyna prowadzić wewnętrzny dialog. Mówi sobie: „nie będę już dłużej ofiarą, będę oprawcą”. I stwarza dla siebie fikcję – fałszywą narrację własnego życia zwaną "fałszywym ja". I tak, jeżeli dziecko jest bezradne, fałszywe ja jest wszechmocne. Dziecko nie może przewidzieć zachowania swoich rodziców. Fałszywe ja jest wszechwiedzące. Dziecku rodzice mówią, że jest złe i niegodne. Fałszywe ja – że doskonałe i genialne. Oczywiście, kiedy zaczyna się wymieniać wszystkie cechy fałszywego ja, wychodzi, że mówimy o bóstwie. Więc w istocie narcyzm jest formą religii, z pojedynczym czcicielem i swoim bóstwem, wymyślonym przez czciciela. Wyznawcą jest oczywiście sam narcyz.
Uważa Pan, że internet jest idealnym siedliskiem dla narcyzów i psychopatów. Dlaczego?
W internecie istnieje anonimowość. Od bardzo wczesnego wieku narcyzowie udają, że nie są tym, kim są. A internetowa anonimowość jest dla nich pewną grą aktorską, która pozwala im wykorzystać swoje mocne strony. Również w internecie nie ma prawdziwych interakcji. Kiedy widzisz się z osobą twarzą w twarz, zwykle wchłaniasz dużą ilość informacji m.in. poprzez język ciała, zapach. Wszystkie te dane są wykluczone w interakcjach internetowych, a to oczywiście otwiera przestrzeń dla manipulacji. Internet jest także magicznym królestwem, gdzie dziecięce fantazje, szczególnie te największe, są łatwe do zrealizowania. Więc ludzi ciągnie do internetu, ponieważ jest to kraina nieograniczonych możliwości. Kolejnym elementem jest stronniczość. Internet tworzy społeczności podobnie myślących ludzi. Narcyzowie polują na nie. Internet to zbiór monokultur, zbiór baniek podobnie myślących ludzi, którzy stanowczo odrzucają ciała obce. Narcyz wykorzystuje tę sytuację, udając, że jest jednym z grupy uprzywilejowanych. Powstające w tych bańkach teorie spiskowe, radykalizm polityczny przyciągają narcyzów i psychopatów, ponieważ mogą unosić się na fali łatwowierności, wściekłości i agresji, która w internecie jest niepohamowana, a właściwie ją nagradza. Narcyzy i psychopaci są naprawdę biegli jak nikt inny, w używaniu zorganizowanej agresji, aby osiągnąć cele. Więc bawią się, jest to dla nich wspaniała przestrzeń.
Kiedy internet zaistniał, nie było mediów społecznościowych. Teraz są. Czy uważa Pan, że dają one narcyzom więcej narzędzi do karmienia swojego zaburzenia psychicznego?
Nie jest przypadkiem, że po uruchomieniu internetu nie było mediów społecznościowych. Przed powstaniem mediów społecznościowych nie było żadnej bariery technologicznej. Te media mogły zostać wynalezione już w 1996 r., ale wymyślono je 10 lat później. Powodem tego jest to, że internet najpierw przyciągnął narcyzów i psychopatów, a dopiero potem technologia dogoniła ten fakt. Sprytne umysły stwierdziły, że są tacy ludzie, taki jest ich profil, zbudujmy narzędzie technologiczne, aby zaspokoić ich. Media społecznościowe nie wymyśliły narcyzmu, ale jadą na fali narcyzmu.
Jakie są najczęstsze zachowania narcyzów w mediach społecznościowych?
Media społecznościowe zostały tak zaprojektowane, aby wspierać, wzbudzać i wzmacniać narcyzm. Dlatego nie można odróżnić narcyzów od nie-narcyzów. Użytkownik jest zmuszony do zastania narcyzem, nawet jeśli nie chcesz. Np. publikując dowolne treści, zapraszasz ludzi do polubienia, „dawania lajków”. Czy kiedykolwiek zadał Pan sobie pytanie, dlaczego nie można wyłączyć tych polubień? Czy to technologiczny problem? Powinna być opcja publikowania dowolnych informacji z wyłączeniem możliwości „lajkowania”, ale nie ma takiego przycisku.
A więc te platformy społecznościowe zachęcają ludzi do narcystycznych zachowywań?
Ta technologia została zaprojektowana od samego początku, aby wspierać narcyzm. Model biznesowy mediów społecznościowych polega na wyświetlaniu dopasowanych reklam. Więc te media potrzebują czasu użytkownika i jego wzroku przykutego do ekranu. Jeżeli człowiek ma dziewczynę lub rodzinę, są oni wrogami mediów społecznościowych, ponieważ odciągają jego oczy od ekranu. Mark Zuckerberg stanowczo temu zaprzeczy, ale to prawda. […] Gdyby nie chodziło o pieniądze, Facebook byłby organizacją charytatywną albo nie byłby notowany na amerykańskiej giełdzie NASDAQ, ale jest przeciwnie.
W takim razie, jak udaje się zmonopolizować uwagę użytkownika?
Jednym ze sposobów jest pozycjonowanie treści według upodobań konkretnej osoby. Otaczając człowiek konkurencją, tak by stale porównywał siebie do innych, ale również do samego siebie. Np. jeśli rano opublikowałem wpis, który dostał tysiąc polubień, a następny mój wpis ma tylko 500, czuję się źle, konkuruję z samym sobą. I oczywiście jeśli ktoś inny opublikuje wpis i zyska 1,2 tys. polubień, to też sprawia mi przykrość. Media społecznościowe tworzą to, co nazywamy egodystronią. Kiedy człowiek stale czuje się źle i kiedy ta patologiczna zazdrość jest wzmacniania przez nieustannie działający system rankingów. Media społecznościowe zachęcają w ten sposób do wyścigu, do działania, tworząc stałe uczucie lęku i stałej depresji, tzw. cyklotymię lub dystymię.
W swoich lekcjach zaznacza Pan, że te stwierdzania opierają się na konkretnych danych.
Tak, to co mówię nie jest spekulacją. Polecam np. przejrzeć ostatnie wywiady m.in. z emerytowanymi inżynierami Facebooka, Twittera. Mówią dokładnie to samo – „zaprojektowaliśmy te platformy do uzależnienia, aby zachęcać do agresji” itp. Stwarzają więc ten dysonans, tworzą zazdrość, poprzez rankingi, względne pozycjonowanie. Oprócz tego wykorzystują coś, co w 1939 r. odkrył John Dollard. Chodzi o hipotezę agresywnej frustracji. Dollard powiedział, że jeśli czujesz się sfrustrowany, bardzo łatwo przekształcisz tę frustrację w agresję. Jeżeli ta agresja będzie jawna, to najprawdopodobniej zostaniesz tyranem. Jeżeli ukryta - staniesz biernie agresywny. Media społecznościowe wykorzystują ten wgląd w ludzką naturę. Zachęcają do agresywności, zapewniając anonimowość, nie penalizując ludzi, którzy są agresywni, unikając regulacji, cenzury i umiaru.
Czy dyskurs w internecie zawsze był taki?
Zanim pojawiły się media społecznościowe, istniały ogromne grupy ludzi, którzy komunikowali się ze sobą. Osobiście udzielałem się na czacie dla 250 tys. osób. Więc nie jest tak, że media społecznościowe wymyśliły masową interakcję w internecie, ale w przeciwieństwie do wszystkich poprzednich form interakcji jako pierwsze nie zaoferowały jakiejkolwiek interwencji moderacyjnej. Na moim forum byli moderatorzy. […] Ludzie, którzy dbali o to, aby żadne granice nie były przekraczane, aby nie rozpowszechniano fałszywych wiadomości i nie propagowano dezinformacji, aby ludzie nie atakowali się nawzajem, nie oczerniali, nie oszukiwali itp. To cywilizowany kodeks zachowania, który kiedyś nosił nazwę netykiety. Media społecznościowe nie mają netykiety. To wolne dla wszystkich „strefy zabójstw”, zachęcające do agresji, nakręcające ją. Agresja prowadzi do frustracji, szczególnie w internecie. Jeśli człowiek pójdzie do baru i ktoś go zdenerwuje, może wstać z miejsca i uderzyć go w twarz. Tak pozbywa się negatywnych emocji, choć może skończyć w więzieniu. W sieci jest to niemożliwe, ponieważ agresja może zostać skontrowana przez przeciwną agresję i człowiek nic nie może na to poradzić. Albo jeszcze gorzej, agresja człowieka może zostać zignorowana, co wywołuje frustrację, która tworzy dodatkową agresję. To niekończąca się pętla. Im bardziej jest się sfrustrowanym, tym bardziej jest się agresywnym, tym bardziej jest się zmuszonym do powrotu na miejsce zbrodni. Jeśli napiszesz gdzieś coś agresywnego, będziesz wracać do tego wątku, aby zobaczyć reakcje, a gdy już pojawią się reakcje, zareagujesz na te reakcje, które sprawia, że będziesz ponownie odwiedzać to miejsce.
Wskazuje Pan też na to, że na temperaturę dyskusji ma wpływ ograniczanie liczby znaków.
Jeden z założycieli Twittera przyznał publicznie, że powodem ograniczenia liczby znaków do początkowych 140 było ograniczenie ekspresji emocjonalnej. Wiemy z psychologii, że im bardziej ogranicza się mowę, tym bardziej tworzy się agresję. Ktoś, kto pochodzi z Polski, zrozumie to, ponieważ Polska przeżyła stan wojenny, a pod rządami wojskowych obowiązuje cenzura, która wywołuje gniew. Cenzura i gniew idą w parze, a na Twitterze cenzura jest wbudowana poprzez ograniczenie liczby znaków. Ale wszystkie te platformy zaprojektowano tak, aby wykorzystywać i wzmacniać najgorsze cechy internetu. W tym sensie wszystkie są złośliwymi technologiami.
Pan też korzysta z mediów społecznościowych. Czy robi to Pan narcystycznie?
Używam ich wyłącznie w nienarcystyczny sposób. Rozpowszechniam jedynie informacje. Usuwam wszystkie komentarze, które mają osobisty element, nawet jeśli są pozytywne, takie jak „jesteś przystojny” lub „jesteś geniuszem”. Blokuję ludzi przekraczających granice. Nie pozwalam, by media społecznościowe wtrącały się w moją prywatną i osobistą przestrzeń w jakiejkolwiek formie. Sterylizuję je.
A więc osobiste interakcje w mediach społecznościowych nie mają sensu?
Sądzę, że media społecznościowe mają szkodliwy wpływ na każdą formę osobistej interakcji. Nawet gdy dwie osoby zaczynają jako przyjaciele i komunikują ze sobą za pośrednictwem mediów społecznościowych, kończy się to walką, stają się agresywni. Media społecznościowe skażają i zanieczyszczają nawet przyjaźnie w prawdziwym życiu. Byłem świadkiem tego wiele razy. One rozpraszają i oddzielają nas, nie łączą. Wydobywają z nas to co najgorsze. Niszczą i zatruwają wszystko, co ludzkie, co osobiste, co prawdziwe, co intymne.
Czy jest coś pozytywnego w mediach społecznościowych?
W żadnym z licznych przeprowadzonych badań nie odnotowano pozytywnego wpływu mediów społecznościowych. Jest wręcz przeciwnie, uczeni od ponad dziesięciolecia dowodzą, że media społecznościowe zwiększają lęk i depresję, szczególnie wśród nastolatków, i są bardzo silnie powiązane z rosnącą liczbą samobójców. Nie znam żadnego badania, które wykazałoby jakikolwiek pozytywny wpływ jakichkolwiek mediów społecznościowych. To szokujące, ponieważ media społecznościowe zarabiają dużo pieniędzy, a naukowcy nie są odporni na pieniądze. Tam, gdzie są pieniądze, zawsze możesz znaleźć profesora do wynajęcia, który napisze o czymś pozytywny raport. W przemyśle tytoniowym profesorowie pisali o zaletach tytoniu. W przemyśle opiatów profesorowie, naukowcy lub lekarze piszą o korzyściach płynących z opioidów. Firmy, które są właścicielami mediów społecznościowych, mają miliardy dolarów, a jednak nie mogli znaleźć ani jednego akademickiego uczonego profesora, lekarza, psychiatry czy psychologa, który napisałby coś pozytywnego na temat mediów społecznościowych, ponieważ dowody są tak przytłaczające, że nikt nie ryzykowałby swojej kariery. Media społecznościowe to forma masowego zatruwania. To całkowicie toksyczny szlam.
W takim razie, czy internet bez mediów społecznościowych może mieć pozytywny wpływ na narcyzów?
Dlaczego notka wyjaśniająca w Encyklopedii Britannice miałaby zmienić narcyza? Narcyzowie potrzebują uwagi, aby regulować swoje poczucie tożsamości. Bez uwagi więdną, więc jest to potrzeba egzystencjalna podobna do tej u narkomanów, ponieważ to równię jest uzależnienie, patrzą na wszystko pod kątem „czy mogę tego użyć, by zwrócić na siebie uwagę?”. Więc nawet jeśli sięgną po Encyklopedię Britannicę, prawdopodobnie będą szukali w niej informacji, które mogą następnie opublikować w internecie, aby przykuć uwagę innych.
Poniżej można przysłuchać całego wywiadu w języku angielskim