Są takie słowa, które się uznaje za nieparlamentarne. Takie, że na ulicy – to i owszem, ale już w sejmie czy senacie, nie wypada. Niektóre z nieparlamentarnych słówek są tak potoczne, że łatwo je wyczytać z ruchu warg. Ot, polski wulgaryzm, który generalnie oznacza kobietę lekkich obyczajów, po łacinie znaczy „krzywa”, a po włosku „zakręt”, lub „trybuna”. Słowo na literkę „k”, gdy rzuci nim piłkarz na boisku, a wychwycą to kamery, budzi uciechę kibiców. A jak wielka nasza tenisistka Iga Świątek przeklnie gdzieś na światowym korcie, to powstają memy i filmiki, na których każdy Polak, bez wyjątku, jest w stanie odczytać, co za słówko padło z ust mistrzyni. I nawet się lud cieszy, bo czuje, że ona nasza, taka z krwi i kości, swojska i bliska.
W Italii cieszy się równą popularnością wulgaryzm, aby go nie cytować całego, podam jedynie początek – „Vaffa…”. Ci, co znają język włoski, sami dokończą, a innym wyjaśnię, że wyrażenie to oznacza ni mniej, ni więcej, życzenie, by adresat udał się szybko, gdzieś daleko.
We włoskiej polityce najmocniej zaistniało owo słowo w czasie tzw. Dnia V (14 czerwca 2007 roku), gdy komik Beppe Grillo zorganizował „Vaffanculo Day”. Od litery „V” wzięła się nazwa założonej przez niego partii – Ruchu Pięciu Gwiazd. „V” to przecież także „pięć”. Z tego ruchu garściami czerpie polska opozycja, wprowadzając u nas ostre bluzgi na ulice. Jeśli tak nas mierzi częste wykrzykiwanie „wyp….ć” przez panią Lempart i innych, to pamiętajmy, że wynalazcami takiego sposobu „komunikacji” społecznej w kontekście politycznym byli właśnie Włosi z Ruchu, który w swojej nazwie ma zawarty wulgaryzm.
W ostatni czwartek, gdy wybrano Ignazio La Russa z partii Fratelli d’Italia na przewodniczącego włoskiego senatu – i to bez głosów Forza Italia – Silvio Berlusconi skomentował to siarczystym „Vaffa…”.
Il “vaffanculo” di Silvione a ‘Gnazio #Senato #IgnazioLaRussa pic.twitter.com/fn6dmuyUjV
— Andrea Conti (@IlContiAndrea) October 13, 2022
Nagranie obiegło wszystkie włoskie media. Gdy następnego dnia przewodniczącym Izby Deputowanych został Lorenzo Fontana, już takich emocji nie było. Ale ciśnienie, które powstało między „Il Cavaliere” („Rycerzem” – tak nazywa się w Italii Berlusconiego) a Giorgią Meloni stało się wyraźne. Berlusconi żąda, by jedno z ministerstw zostało przyznane jego ulubienicy Lici Ronzulli. Meloni mówi zdecydowane „nie” i podkreśla, że nie da się szantażować. Tak czy siak – „Vaffa…” okazało się być jednak słówkiem „parlamentarnym”. Bo w parlamencie zostało użyte.
I jeszcze miało spory wpływ na klimat rozmów w koalicji prawicowej oraz szereg medialnych komentarzy… Czy jest objawem poważnego kryzysu, czy tylko emocjonalnych wybuchów Silvio? To zapewne pokażą najbliższe tygodnie.