Cały świat kieruje oczy na Stany Zjednoczone Ameryki – wybory prezydenckie za oceanem, to przecież wybory o znaczeniu globalnym. Kiedy w 2016 roku Donald Trump zdobył najwięcej głosów elektorskich i stał się czterdziestym piątym prezydentem USA zatrząsł się cały lewacki świat biznesu i polityki.
Giganci z Amazonem, Googlem i Facebookiem na czele przecierali oczy ze zdumienia. W Radach Nadzorczych tych firm odbywały się po wyborach spotkania najwyższych rangą menedżerów, a konkluzje były mniej więcej takie: „Jeśli doszło do takiego zwycięstwa, to najwyraźniej gdzieś popełniliśmy błąd. Nie możemy dopuścić, by to się powtórzyło”. Do teamów obsługujących światowy Internet poszedł z samej góry jasny prikaz: „Never again”.
To „Nigdy więcej” zostało przełożone na konkretny język algorytmów rządzących informacjami, które płyną w sieci, a raczej z sieci do umysłów odbiorców. Doświadczyli tego i doświadczają ciągle youtuberzy, autorzy podcastów i treści internetowych, mających choćby delikatny posmak konserwatyzmu. Ich przekaz jest bowiem bezlitośnie cenzurowany, pozbawiany możliwości monetyzacji, albo spychany w jakieś czeluście, w których trudno go dostrzec. Wyszukiwarka Google podsunie na pierwszym miejscu takie treści, jakie jej menedżerowie uznają za stosowne, Facebook będzie „promował” takie posty, które będą zgodne z „zasadami” – czytaj „zgodne z lewicowym światopoglądem”. Media społecznościowe w olbrzymiej mierze kształtują obecnie światopogląd odbiorców. Niby wszyscy o tym wiemy, niby też wiedzą o tym politycy, a pomimo tego nadal tkwimy wszyscy w tym samym kotle piekielnym z Instagramami, Tik-Tokami, Facebookami.
Wystarczyło, że światowej mafii mediów społecznościowych przeciwstawił się Elon Musk, właściciel platformy X, czyli dawnego Twittera, a już rzuciły się na niego liberalne elity – zaczęto robić z niego prawicowego szaleńca, który ośmiela się wspierać „faszystę” Donalda Trumpa. Jednak X mimo wszystko nie ma porównywalnego zasięgu do innych gigantów społecznościówek. Młode pokolenie nie korzysta zeń w ogóle. Putin dawno zdał sobie sprawę z siły Tik-Toka – to na tej platformie rekrutuje się nowych żołnierzy i urabia umysły młodych ludzi, tak by byli narzędziami łatwo podatnymi na kremlowską propagandę. Z drugiej strony, na podobnej zasadzie, urabiane są umysły młodych pokoleń na Zachodzie. Jak się temu przeciwstawić? Jak mówić do ludzi tak, by przebijać się do nich z prawdą? Na takie pytania musi odpowiadać sobie nie tylko sztab Donalda Trumpa przed wyborami w USA, ale także politycy obozu konserwatywnego w Polsce. Bez tego nie ma co myśleć o zwycięstwie w jakichkolwiek nadchodzących wyborach.
A już niedługo zobaczymy, czy sztabowi Republikanów udało się przeciwstawić zmowie Big Techu w Internecie. Oby tak się stało i oby był to dobry prognostyk dla świata i Europy. W tym dla Polski.