Moskwa „j…e” PiS. Rosyjskie służby w wulgarnej akcji PO » CZYTAJ TERAZ »

Tak manipuluje Rossijskaja Amnistija. Czyli co zostało z Amnesty International

Napaść Rosji na Ukrainę to wojna dwóch narodów w tym samym stopniu popełniających zbrodnie wojenne. Ukraińscy patrioci odcinający dostawy prądu i żywności do okupowanego Krymu to niegodziwi „antyokupacyjni aktywiści”. Prorosyjski bloger oskarżony o zdradę za wzywanie ukraińskich żołnierzy do złożenia broni to „więzień sumienia”, a prokremlowskie media na Ukrainie – popierające okupację tego kraju – muszą radzić sobie z „szykanami” Kijowa. Taki obraz wojny już od sześciu lat wyłania się z raportów Amnesty International poświęconych Ukrainie.

Silanoc, CC BY-SA 4.0 <https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0>, via Wikimedia Commons

- Amnesty International bierze udział w rosyjskiej kampanii propagandowej i dezinformacyjnej – tak krótko określił doradca prezydenta Ukrainy Mychajło Podolak najnowszy raport Amnesty International. Z publikacji można tej dowiedzieć się, że siły ukraińskie... narażały cywilów na ryzyko oraz łamały prawo konfliktów zbrojnych poprzez działania na zaludnionych obszarach. 

Oburzenie bulwersującym raportem wyraziła szefowa kijowskiego biura AI (która w geście protestu zwolniła się z pracy), założyciel AI w Sztokholmie oraz wiele zachodnich instytucji, polityków, dziennikarzy i ekspertów. "Okupanci niejednokrotnie świadomie uderzali z artylerii i moździerzy w kolejki ludzi, w autobusy ewakuacyjne, przystanki transportu publicznego. Rosyjska armia nie powstrzymywała się nawet przed atakami na miejsca pamięci ofiar Holokaustu, na cmentarze, obóz z jeńcami wojennymi w Ołeniwce. I z jakiegoś powodu nie ma raportów na ten temat. Jeśli tworzycie takie manipulacyjne raporty, to odpowiedzialność za śmierć ludzi ponosicie razem z Rosją" – skomentował raport AI prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski.

Burza, jaka rozpętała się po udostępnieniu sprawozdania, sprawiła, że z szafy tej szacownej niegdyś organizacji wypadło kilka trupów. Okazało się np., że członek zarządu fińskiej AI, niejaka Syksy Räsänen (znana z fanatycznej antyizraelskości), udostępnia prorosyjskie wpisy i artykuły w mediach społecznościowych. 

Do raportu Amnesty przychylnie odniosła się ambasada Rosji w Waszyngtonie, oświadczając: „Coraz trudniej jest ukryć prawdę. Zbrodniczy reżim kijowski nie ma współczucia dla własnej ludności".

Kijów prześladuje za proseparatystyczne poglądy

Myliłby się ten, kto sądzi, że ostatnia publikacja Amnesty International to pojedyncza wpadka lub niezręczność. Jednakowo zafałszowane i manipulacyjne są bowiem raporty AI na temat Ukrainy z poprzednich lat.

W raporcie z lutego 2015 r. czytamy:

"Obie strony [Ukraina i Rosja] nie podjęły rozsądnych środków ostrożności w celu ochrony ludności cywilnej, co stanowiło naruszenie praw wojennych. Obie umieściły oddziały, broń i inne cele wojskowe w dzielnicach mieszkalnych".

O zestrzeleniu przez Rosjan malezyjskiego Boeinga 777 w lipcu 2014 r. autorzy opracowania AI napisali tak: "17 lipca siły separatystyczne poinformowały o zniszczeniu ukraińskiego samolotu wojskowego. Kiedy okazało się, że zestrzelono cywilny samolot pasażerski Malaysian Airlines, zabijając prawie 300 osób, twierdzenie to zostało wycofane, a obie strony od tego czasu obwiniają się wzajemnie o ten czyn". Słowo „Rosja” nawet nie pada. Przypomnijmy: przed lutym 2015 r. miażdżące dowody świadczące o winie Rosjan zaprezentowano m.in. w prezentacji niemieckiego wywiadu BND, w serii artykułów portalu śledczego Bellingcat, a także w mediach niemieckich, holenderskich i brytyjskich.

Raport z lutego 2016 r. zaczynał się tak: "Rok rozpoczął się intensywnymi walkami na wschodzie kraju między separatystycznymi siłami prorosyjskimi i ukraińskimi, a zakończył sporadycznymi ostrzałami przerywającymi niepewne zawieszenie broni. Bezkarne były zbrodnie wojenne popełniane przez obie strony". Dalej zaś przeczytać było można:

"Na obszarach kontrolowanych przez rząd [w Kijowie] media i osoby, które uważano za wyrażające prorosyjskie lub pro-separatystyczne poglądy, były prześladowane. W czerwcu marsz dumy lesbijek, gejów, biseksualistów, transseksualistów i interseksualistów (LGBTI) w Kijowie został naznaczony przemocą pomimo ochrony policyjnej".

Potem nastąpiła wyliczanka "brutalnych incydentów", w które zamieszane były ukraińskie "ugrupowania prawicowe", by chwilę później pojawił się fragment:

"20 września aktywiści sprzeciwiający się rosyjskiej okupacji Krymu ustanowili punkty kontrolne na granicy lądowej z Krymem, wstrzymując lądowe dostawy żywności i innych towarów z Ukrainy kontynentalnej. 20 listopada nieznane osoby wysadziły w powietrze cztery linie energetyczne, które dostarczały ponad 70 proc. energii elektrycznej na Krym, co spowodowało przerwę w dostawie prądu na całym półwyspie. Ekipy naprawcze wysłane przez władze ukraińskie w celu przywrócenia linii zostały zablokowane przez aktywistów antyokupacyjnych".

Przeciw dekomunizacji i ściganiu zdrajcy

Jeszcze ciekawszy jest wątek poświęcony „szykanom”, z jakimi spotkały się na Ukrainie "media postrzegane jako głoszące prorosyjskie lub pro-separatystyczne poglądy".

Jakie to szykany? "Nadawcy 112 Ukraina i Inter TV otrzymali formalne ostrzeżenia od Krajowej Rady Telewizji i Radia za treści takie jak wywiady i relacje z obszarów kontrolowanych przez separatystów, w których pojawiali się lokalni mieszkańcy wyrażający poparcie dla separatystów". Przypomnijmy: kanał 112 Ukraina związany był z Wiktorem Medwedczukiem, przyjacielem Władimira Putina, natomiast Inter TVN - z bliskim Kremlowi i Gazpromowi Dmytro Firtaszem. Ta druga stacja w Nowy Rok 2014/2015 nadała nawet program z rosyjskimi celebrytami popierającymi aneksję Krymu.

W rubryczce „Wolność słowa” odnotowano także następujące jej pogwałcenia:

„W maju uchwalono [na Ukrainie] cztery tzw. ustawy «dekomunizacyjne», zakazujące używania symboli komunistycznych i nazistowskich. W lipcu Ministerstwo Sprawiedliwości wszczęło sprawy sądowe o delegalizację Komunistycznej Partii Ukrainy i dwóch mniejszych partii, które nazwały się «komunistycznymi». 

A co znajdujemy w podrozdziale zatytułowanym „Więźniowie sumienia”? Amnesty International alarmowało: „Rusłan Kocaba, niezależny dziennikarz i bloger z miasta Iwano-Frankowsk, został aresztowany 7 lutego po umieszczeniu na YouTube filmu, w którym domagał się natychmiastowego zakończenia walk w Donbasie i wzywał ukraińskich mężczyzn do przeciwstawienia się poborowi do wojska. Został zatrzymany w areszcie, a 31 marca oskarżony o «zdradę stanu» i «utrudnianie legalnej działalności Sił Zbrojnych Ukrainy»”. Dodajmy, że ów „niezależny” bloger w 2016 r. gościł na zjeździe prorosyjskiej partii Opozycyjna Platforma – Za Życie, której działalność zostało niedawno na Ukrainie zakazana.

Niemal identyczne sformułowania napotykamy w raportach AI z następnych lat. Ostatnie sprawozdanie organizacji jest więc logiczną kontynuacją narracji prowadzonej od 2015 r.

Tęczowa odwaga i pochwała aborcji

O ewolucji, jaką przeszła Amnesty International - od szanowanej, bezstronnej organizacji broniącej praw człowieka do tuby lewicowej międzynarodówki - świadczy choćby kampania przed referendum ws. aborcji w Irlandii. AI wyemitowała wówczas spot zatytułowany „Co jest irytującego w byciu w ciąży”. Celem filmiku - którego bohaterki skarżą się: „Byłam tak ogromna, że nie mogłam sama wyjść z wanny”, „Nie możesz pomalować paznokci u stóp” - było oczywiście zachęcenie do głosowania za legalizacją mordowania dzieci nienarodzonych.

Tematyce proaborcyjnej Amnesty poświęca znacznie więcej miejsca i energii niż choćby ofiarom komunistycznych reżimów w Korei Północnej, Chinach czy na Kubie. Gdy klikniemy w zakładkę „Dobre wiadomości” na internetowej stronie AI, wyskakują nam takie radosne nowiny jak „Argentyna: historyczny krok w stronę dekryminalizacji aborcji”, „Irlandia za liberalizacją prawa aborcyjnego”, „Chile odchodzi od całkowitego zakazu aborcji”. 

Ostatnio na stronie polskiej Amnesty International pojawiła się też zakładka: „Historie tęczowej odwagi”, opisana następująco:

„W naszym raporcie udokumentowaliśmy historie tych, którzy otwarcie sprzeciwiali się nękaniu osób LGBTI i walczyli o ich prawa. W rezultacie spotkali się z natychmiastowymi represjami i szykanami ze strony aparatu [polskiego] państwa. Przedstawiliśmy obrończynie i obrońców praw osób LGBTI, którzy teraz sami potrzebują ochrony”.

Amnesty International z równą konsekwencją co życia broni wolności słowa. Z jednej strony wspiera antychrześcijański „Golgota Picnic” czy tęczowych aktywistów dewastujących kościoły i wyśmiewających symbole religijne, twierdząc, że „w demokratycznym państwie prawa powinno znaleźć się miejsce do wypowiadania każdej pokojowej opinii”. Z drugiej wszelką krytykę multi-kulti nazywa „mową nienawiści”, a ze swojego profilu na Facebooku – o czym pisano już kilka lat temu - wycina wszystkie nieprzychylne komentarze. 
 

 



Źródło: Gazeta Polska

Grzegorz Wierzchołowski