Praca wolontariusza w trakcie zimowych igrzysk olimpijskich w Pjongczangu początkowo cieszyła się ogromnym zainteresowaniem. W pierwszej fazie procesu rekrutacji zgłosiło się ponad 90 tys. osób. Gdy praca zaczęła się na dobre, sytuacja uległa zmianie. 2 tys. osób zniknęło. Gdzie podziało się tak wielu wolontariuszy? Tajemnica igrzysk wreszcie została wyjaśniona.
Ze statystyk organizatorów igrzysk wynika, że do pracy wolontariusza w trakcie igrzysk w Pjongczangu zgłosiło się ponad 90 tys. osób. Wyselekcjonowana grupa rozpoczęła pracę długo przed zapaleniem znicza olimpijskiego. Szybko okazało się jednak, że brakuje... dwóch tysięcy osób. Pomimo pozytywnego przejścia weryfikacji, wolontariusze nigdy nie stawili się do pracy.
To jeszcze nie wszystko. Okazuje się, że już w pierwszych dniach igrzysk zrezygnowało dodatkowo jeszcze 140 osób.
Powód? „Inaczej wyobrażali sobie pracę”.
Ci, którzy w ogóle nie zjawili się w Pjongczangu, najczęściej tłumaczyli swoją nieobecność powodami osobistymi. Spora część była jednak niezadowolona z zadań jakie im przydzielono.
W Korei zaangażowanych w olimpijskie zawody jest ok. 14 tys. wolontariuszy. Organizatorzy twierdzą, że to wystarczająca liczba. Jednak nawet wśród aktywnych wolontariuszy panuje powszechne oburzenie w związku z warunkami, w jakich muszą oni mieszkać i jakie wyżywienie im przysługuje. W sumie zgłosiło się ponad 90 tys. osób ze 145 krajów chętnych do pomocy w trakcie igrzysk. Za swoją pracę nie dostają pieniędzy, ani nawet noclegu. Organizatorzy zapewniają im jedynie wyżywienie oraz transport.
- To prawda, że słyszeliśmy skargi na temat słabego wyżywienia i transportu, ale staramy się to wszystko na bieżąco poprawiać. Zadowolenie wolontariuszy jest dla nas bardzo ważne - przekonuje jeden z przedstawicieli Komitetu Organizacyjnego.